Poprzedni
Następny

Najbardziej audiofilskie płyty: "The Dark Side of the Moon" Pink Floyd - wciąż inspiruje i zachwyca

Zaczyna się i kończy od odgłosu bijącego serca, a wszystko to, co słyszymy pomiędzy, to absolutna klasyka muzyki popularnej XX wieku – wydany pół wieku temu album "The Dark Side of The Moon" grupy Pink Floyd wciąż może być ucztą dla audiofilskich uszu fana rocka.

Spis treści: Najbardziej audiofilskie płyty: "The Dark Side of the Moon"

  1. Wizjonerski projekt
  2. Postęp technologiczny jako silne tło
  3. Skład z jednym z najlepszych solistów na świecie?
  4. Kasa nagrana na szpuli
  5. Walka z syntezatorami Wrighta
  6. Podsumowanie

Najbardziej audiofilskie płyty:

Source: Aryo Yarahmadi on Unsplash

Wizjonerski projekt

741 tygodni na liście bestsellerów amerykańskiego "Billboardu" i 45 milionów sprzedanych egzemplarzy na całym świecie – te liczby robią wrażenie, ale nie oddają ani trochę zmysłowych przyjemności, jakich może dostarczyć odsłuch płyty "The Dark Side of The Moon". Album miał premierę 1 marca 1973 roku, a z perspektywy pięćdziesięciu lat, jakie minęły od jego wydania, widać wyraźnie, jak bardzo wizjonerska i ponadczasowa była zawarta na nim muzyka.

Nagrywając swój ikoniczny album zespół Pink Floyd był na artystycznym rozdrożu. Pozbawiony dotychczasowego lidera Syda Barreta, którego pochłonęły osobiste demony, próbował odnaleźć nowy kierunek po psychodelicznych eksperymentach lat 60. Na nowego przywódcę zaczął wyrastać Roger Waters, który napisał wszystkie teksty utworów na nową płytę, pod niemal każdym z nich podpisał się też jako samodzielny twórca muzyki lub współkompozytor. Nie oznacza to jednak, że pozostali muzycy byli jedynie tłem dla grającego na basie wokalisty o coraz bardziej apodyktycznych zapędach.

Postęp technologiczny jako silne tło

Do personalnych rozgrywek pomiędzy członkami Pink Floyd jeszcze wrócimy, na razie zajmijmy się jednak tym, co stanowi o artystycznej sile "The Dark Side of The Moon", czyli zawartą na albumie rewelacyjną muzyką. Nagrano ją w studiu wytwórni EMI przy londyńskiej Abbey Road pomiędzy majem 1972 a lutym 1973 roku, przy użyciu tak zaawansowanych urządzeń, jak szesnastośladowy mikser – ówczesna technologiczna nowinka.

Płytę rozpoczyna utwór "Speak to Me", będący dziełem perkusisty Nicka Masona. Trwa on zaledwie minutę i jest dźwiękowym kolażem, czymś w rodzaju teasera całego albumu. Rozlegają się w nim m.in. przytłumione dźwięki sklepowej kasy, które w pełnej krasie powrócą w piosence "Money". W tle słyszymy też odgłosy ludzkich głosów, jakbyśmy mimowolnie podsłuchiwali rozmowę toczącą się obok nas w pubie. Usiądźmy zatem wygodniej w fotelu i poprawmy słuchawki na uszach, bo już za moment czeka nas pierwsza "prawdziwa" piosenka na albumie "The Dark Side of The Moon".

Nosi ona tytuł "Breathe (In the Air)" i jest wspólną kompozycją gitarzysty Davida Gilmoura i klawiszowca Nicka Wrighta. Płynąca gitara slide wprowadza błogi nastrój, a organy Hammonda i elektryczne pianino Fender Rhodes wypełniają dodatkowo przestrzeń ciepłym muzycznym puchem.

To wszystko trwa jednak tylko dwie minuty, po czym płynnie przechodzi w kolejny utwór "On the Run". Już od pierwszych sekund następuje tu zupełna zmiana nastroju – pojawiają się "kosmiczne" syntezatorowe dźwięki, odgłosy butów biegnącego człowieka i całe mnóstwo wygenerowanych w studiu nagrań efektów, które – zmiksowane w jedną całość – dają efekt końcowy wywołujący gęsią skórkę, a przy okazji lekki niepokój i zamęt w głowie co bardziej wrażliwego słuchacza.

Skład z jednym z najlepszych solistów na świecie?

Całe to zamieszanie kończy się wraz z nadejściem kompozycji "Time". Otwierają ją odgłosy tykających zegarów, które zostały nagrane w prawdziwym sklepie z antykami przez producenta płyty Alana Parsonsa. Chciał on w ten sposób przetestować możliwości nowej technologii kwadrofonicznej rejestracji dźwięku. A skoro już miał coś takiego w swoich archiwach, zaproponował muzykom Pink Floyd, że ubarwi tym ich utwór opowiadający o nieuchronnym i zbyt szybkim upływie czasu. W "Time" po raz pierwszy na albumie "The Dark Side of the Moon" możemy przekonać się dlaczego Gilmour uważany jest za jednego z najlepszych "solistów" na świecie – z pomocą swego instrumentu leje tutaj miód w uszy fanów rockowej gitary.

Kolejny utwór "The Great Gig in the Sky" to przede wszystkim popis Clare Torry, która wykonała tu jedną z najbardziej znanych wokaliz w historii rocka. To Parsons zaprosił do studia nagrań 25-letnią wokalistkę, z którą zetknął się już wcześniej podczas nagrywania albumu z coverami. Przyszła, zaśpiewała swoje, zgarnęła zwyczajową stawkę trzydziestu funtów i opuściła studio, nie wiedząc nawet czy jej wysiłki kiedykolwiek ujrzą światło dzienne. Ponoć zorientowała się dopiero, gdy płyta była już w sklepach. Po dość długiej sądowej batalii, w 2005 roku udało się jej wywalczyć umieszczenie jej nazwiska na albumie, jako drugiej, obok Wrighta, współkompozytorki tego nagrania. Wiązało się to dla niej, oczywiście, z dopływem dodatkowej gotówki.

Kasa nagrana na szpuli

Cała ta historia dobrze wprowadza nas w kolejny kawałek na płycie, jakim jest "Money". Rozbrzmiewające w jego intrze dźwięki starych kas sklepowych i spadających monet to zasługa Watersa, który nagrał je osobiście na magnetofon szpulowy, a następnie pociął i posklejał taśmy z iście benedyktyńską starannością. W piosence pobrzmiewają echa bluesa i hard rocka, a szczególnego uroku dodają mu dwie solówki. Pierwszą z nich zagrał brawurowo na saksofonie tenorowym Dick Parry, a drugą niezawodny Gilmour, który rozkręcał się z utworu na utwór.

O dziwo, gitarzysta powściągnął swe solowe zapędy w kolejnej kompozycji "Us and Them", która brzmi, jakby była stworzona do długich, ciągnących się dźwięków jego Fendera. Ale może chodziło o to, aby dać się wygrać do końca Parry'emu, który w tej antywojennej balladzie ponownie daje próbkę swego saksofonowego kunsztu.

Walka z syntezatorami Wrighta

Gilmour przejmie za to kluczową rolę w kolejnym, tym razem instrumentalnym, utworze "Any Colour You Like". O palmę pierwszeństwa będzie jednak musiał powalczyć z Wrightem, który testuje tutaj możliwości analogowych syntezatorów o tajemniczych nazwach EMS VCS 3 i EMS Synthi AKS, a do tego dorzuca jeszcze sporą porcję brzmień starego, dobrego Hammonda.

Przedostatni kawałek "Brain Damage" dedykowany jest Sydowi Barretowi, który po przeżytym załamaniu nerwowym nie tylko nie był w stanie dalej zajmować się muzyką, ale właściwie zupełnie oddalił się mentalnie od reszty świata. Dość pogodnej melodii towarzyszą niezbyt kojące słowa o "wariacie w mojej głowie", który zupełnie przejmuje kontrolę nad życiem bohatera. W tym utworze pojawiają się też definiujący cały album zwrot "ciemna strona Księżyca".

"Brain Damage" płynnie przechodzi w zamykającą płytę kompozycja "Eclipse". To dwie minuty podniosłego rocka progresywnego, który pęcznieje i nabrzmiewa wraz z niemal orkiestrową aranżacją, obejmującą całą paletę nałożonych na siebie partii instrumentalnych i wokalnych, by pod koniec wygasnąć do niemal zupełnej ciszy. Na jej tle słyszymy zaskakujące słowa: "Tak naprawdę nie ma ciemnej strony Księżyca. W gruncie rzeczy on cały jest ciemny. Jedyną rzeczą, która sprawia, że wygląda na jasny, jest słońce". Wyrecytował je Gerry O'Driscoll, dozorca studia Abbey Road.

Podsumowanie

Pół wieku po wydaniu album "The Dark Side of the Moon" wciąż inspiruje i zachwyca. Jeśli ktoś jeszcze nie ma go w swej kolekcji, może skorzystać z jubileuszowej reedycji, która ukazuje się 24 marca w formie płyty winylowej i CD. Dodatkowym rarytasem jest dołączony do wydawnictwa zapis koncertu grupy Pink Floyd w Londynie z 1974 roku.

Jest też alternatywna opcja. Choć płyta "The Dark Side of the Moon" powszechnie uważana jest za skończone dzieło, które nie wymaga poprawek, Roger Waters postanowił nagrać jej nową wersję solo – a w każdym razie z pewnością bez udziału swoich byłych kolegów z zespołu, z którymi od dawna nie rozmawia. Podobno jego projekt ma ujrzeć światło dzienne jeszcze w tym roku…

A już teraz warto zadbać o odpowiedni sprzęt do odsłuchiwania najważniejszych (i tych mniej ważnych) płyt w historii muzyki popularnej. Oferta sieci salonów Top Hi-Fi jest pod tym względem bardzo szeroka a nasi Eksperci chętnie pomogą Ci wybrać najodpowiedniejsze dla Ciebie urządzenia.

Przeczytaj również nasze pozostałe teksty o muzyce:


Muzyka potrafi pisać najlepsze historie. Usłysz swoją, dzięki Top Hi-Fi & Video Design



Poprzedni
Powrót do aktualności
Następny

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: