Poprzedni
Następny

Jak to gra? Copland CTA-405A – magia analogowej prostoty

Copland CTA-405A

Nieco starsi wielbiciele dobrego dźwięku na pewno pamiętają, jak kiedyś projektowano wzmacniacze. Z zewnątrz były to dość proste konstrukcje z kilkoma pokrętłami oraz solidną obudową, często w klasycznie czarnym kolorze. Od kliku lat liczący się rynku producenci zdają się podejmować próby przywrócenia właśnie takiej stylistyki, w szczególności do produktów z wyższej części oferty. Jednym z pionierów minimalistycznej myśli projektowej jest duński Copland. Swoją lampową integrą o oznaczeniu CTA-405A udowadnia, że wciąż da się zrobić coś w sposób prosty, a jednocześnie wyrafinowany. Oprócz nawiązań do klasycznego projektowania, sprzęt ten posiada jeszcze wiele innych „asów w rękawie”. Zobaczmy zatem jakich…

Wygląd i wykonanie

Dania słynie z wielu znanych na świecie marek zajmujących się produkcją sprzętu audio. Prócz Coplanda, który to jest naszym głównym protagonistą, na myśl przychodzą takie nazwy jak Gryphon Audio, czy też słynący z wielu innowacji DALI. Poprzez styczność z różnymi producentami mającymi skandynawskie korzenie w mojej głowie wykształcił się pewien stereotyp (po części słuszny), że inżynierowie z tamtych stron świata doskonale wiedzą co robią. Copland potwierdza powyższą tezę, bo o wykonaniu CTA-405A nie da się powiedzieć złego słowa. Cały „piec” daje pożądane w tym przedziale cenowym uczucie solidności i to już od samego patrzenia.

Copland poprzez wszystkie produkty wyraźnie próbuje zdobyć serca purystów, w tym również moje. Każda z konstrukcji, od stacjonarnych DACów (np. DAC215) aż po wzmacniacze stereo (CTA-506 czy recenzowany 405A) przekazuje identyczną myśl projektową. Proste i solidne obudowy z metalu oraz klasyczne potencjometry i brak „cyfrowych” ozdobników to próba Coplanda na pozyskanie klientów. W przypadku 405-ki próba ta jest jak najbardziej udana, bowiem z przodu witają nas dwa pokrętła, dwa przyciski oraz umieszczony między nimi wskaźnik wybranego źródła sygnału. Wszystko całkowicie analogowe.

Copland CTA-405A

O praktyczności i ponadczasowości tego projektu świadczy fakt, że identyczny dizajn został użyty w poprzedniku – modelu CTA-405A. Oczywiście są gusta i guściki, ciężko jednak nie zwrócić uwagi na prostą estetykę, zwyczajnie wpatrując się przez moment w „twarz” urządzenia. Właśnie stąd moja wcześniejsza wzmianka, że moda na projektowanie po staremu chyba na dobre wróciła na rynek hi-fi. Konstrukcję oparto na czterech nogach o pokaźnej wielkości, a całość waży 27 kilogramów.

Choć obudowa daje wrażenie monolitu, bardziej ciekawska część użytkowników może łatwo zajrzeć „pod maskę” tego cudeńka po odkręceniu kilku śrubek. Środek skrywa schludnie rozmieszczone komponenty, a w oczy rzucają się przede wszystkim cztery lampy KT120 produkcji rosyjskiej. Nie każdy jednak jest tak ciekawy tego, co siedzi w środku za to oczom użytkownika zawsze będzie widoczny estetyczny front. Oba umieszczone na nim potencjometry stawiają przyjemny opór, a samo ich dotknięcie jest bardzo satysfakcjonujące. Przycisk włączania wraz z sąsiadującym włącznikiem sekcji gramofonowej przyjemnie klikają, dając wyraźną odpowiedź po ich wciśnięciu. Całości dobrego dizajnu dopełniają dwa dystyngowane warianty kolorystyczne – czarny oraz srebrny (w tym drugim front jest srebrny, a reszta obudowy czarna).

Nie tylko analogowy front jest schludny. Przyszłego nabywcę zapewne najbardziej interesują dostępne złącza i gniazda. Tył wzmacniacza mieści ich funkcjonalny i schludnie zaprojektowany układ. Znajdujemy tam sześć par wejść RCA, dwie pary terminali głośnikowych (4 i 8-ohmowych) oraz gniazdo zasilania IEC. Oprócz tego umieszczono tam jeszcze włącznik główny, a wszystkie porty posiadają estetyczne oznaczenia tekstowe. Gniazda osadzono solidnie w obudowie, przełącznik zasilania przyjemnie klika.

Copland CTA-405A

Tył podobnie jak przód są kwintesencją dizajnu Duńczyków – wszystko przemyślano i estetycznie rozmieszczono. Brakuje odrobinę wejść zbalansowanych, aczkolwiek można się po nie udać rozważając zakup wyższego modelu wzmacniacza, czyli CTA-506. Podsumowując wygląd i jakość wykonania recenzowanej integry - jest ona wzorowa. Użyte materiały nie pozostawiają złudzeń, że Copland tworzy produkty, które można bez problemów użytkować przez wiele lat. Do tego sam projekt wizualny może trafić w gusta wielu purystów, ceniących przede wszystkim jakość dźwięku, a nie nadmiernie wyróżniające się z „tłumu” kształty obudowy. Za wykonanie i dizajn należy się więc duża pochwała, a to dopiero ich początek.

Brzmienie

Mówiąc o jakości amplifikacji Coplanda trudno nie kryć zdziwienia przemieszanego z zachwytem już od pierwszych chwil po uruchomieniu 405-ki. Gdy spojrzeć na specyfikację, 50W na kanał nie wydaje się czymś szczególnym, bardziej pasując do parametrów wzmacniaczy z ubiegłego stulecia. To co czytamy „na papierze” jest w przypadku produktów Coplanda bardzo mylące. Cztery lampy KT120 w głównej mierze odpowiadające za wzmocnienie sygnału aż rwą się do pracy. Włączenie CTA-405A szybko uświadamia, że lampowe waty mocy są… jakby inne. Bardziej wartościowe, tłustsze, bardziej energiczne. Choć nie ma problemów, z napędzeniem nawet bardziej wymagających konstrukcji głośnikowych (chociażby fantastyczne B&W 804D3), tak w produkcie Coplanda najbardziej fascynuje sama barwa brzmienia, a nie rozważanie w kategoriach „napędza – nie napędza”. Sposób strojenia jest… magiczny.

Inżynierowie w niezwykle udany sposób połączyli precyzję tranzystora z lampowym ciepłem. Tej ostatniej cechy jest w duńskiej integrze w sam raz – nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z konstrukcją w pełni analogową. Naturalny, ludzki wymiar muzyki jest tu głównym, wyraźnym przekazem. Pomimo to, sposób grania śmielej wędruje w kierunku precyzji, niż zaokrąglania detali. Zachowuje sterylność i kontrolę, ale jednocześnie nie próbuje być na siłę naturalnym. CTA-405A stworzono dla zwyczajnej (ale jak bardzo poszukiwanej) przyjemności z odsłuchu. W tym przypadku jest ona pierwszorzędna!

Copland CTA-405A

Z dźwiękiem reprodukowanym przez Coplanda dzieje się coś bardzo nietypowego (ale pozytywnego). Choć można opisać go przy użyciu dość prostego zestawu przymiotników, takich jak ciepły, głęboki, dociążony czy precyzyjny, tak wszystko to da się w pełni zrozumieć dopiero po odsłuchu tego cuda. Niby wiadomo o co chodzi mówiąc o ciężarze dźwięku, cieple i pozostałych cechach, ale tu wszystko dzieje się i dociera do uszu jakoś… inaczej. To bardzo unikalne doświadczenie.

Festiwal pieśni pochwalnych można zdecydowanie rozpocząć od dołu pasma. Wiele konstrukcji lampowych błyszczy na tym polu, a Copland w szczególności. Uwagę szybko zwraca na siebie fenomenalnie zejście, które swoim energicznym, nasyconym uderzeniem może przyprawić o ciarki (i to nie raz). Niskie tony są tutaj bardzo dociążone, schodzą niesamowicie nisko z energią oraz jednoczesnym zachowaniem charakterystycznego ciepła. Jeśli można mówić o subtelnych zaokrągleniach w brzmieniu 405-ki, cecha ta występuje najmocniej właśnie na dole spektrum. Dzięki temu zjawisku bas wydaje się tak rozkosznie miękki i… ludzki, że aż chce się włączyć jazz, dalej nie myśląc o niczym.

Osobiście uważam, iż wzmacniacze lampowe w ogóle zdają się być wręcz stworzone do tego typu muzyki. Nie inaczej jest w przypadku Coplanda, na którym nagrania wytwórni ECM pochłania się z przyjemnością, będąc błogo wtopionym w fotel. Gdy subtelne w swojej mocy niskie tony już nas otoczą i „przytulą” wypadałoby rzec kilka zdań na temat średnicy. Ta jest bezpośrednia, posiada nieco więcej precyzji niż zaokrągleń. Występuje tu nieco większe ochłodzenie względem miękkiego dołu, ale wciąż nie ma wątpliwości, że słuchamy konstrukcji bez tranzystora. Prezentacja jest bardzo klarowna i realistyczna, wszelkie wokalizy są niejako malowane przed słuchaczem. Podobnie jak w przypadku basu, spektakl ten odbywa się z niesamowitą wręcz płynnością. Daje tu o sobie znać już nieco wyraźniej strojenie inżynierów Coplanda, będące mniej „zmiękczonym” i docieplonym, jak można by się było tego spodziewać po lampie. Występuje głęboki wgląd w nagranie, nie pomijane są detale drugo i trzecioplanowe, co przy tej klasie sprzętu jest wręcz oczywistością.

Copland CTA-405A

Do tego obecność wyrazistej tekstury i docieplonej barwy stanowi wypełnienie tej części pasma. Delikatne trzaski starego pianina, niektóre wokale artystów o pięknie „zmatowionej” barwie, czy też energia skrzypiec – w tych wszystkich smaczkach 405A zdaje się czuć wyśmienicie. Wszystko prezentuje z życiem i genialną precyzją.

Wyrazistość wysokich tonów nie zawsze jest najsilniejszą cechą wzmacniaczy lampowych, choć takie oczywiście istnieją. Produkt Coplanda właśnie do nich należy. Całościowy przekaz jest niezamazany, bardzo dobrze kontrolowany, dzięki czemu 405A będzie się świetnie czuł z kolumnami o jasnej sygnaturze brzmienia, choć samo strojenie bardziej podąża w kierunku „tranzystorowego”, wyrazistego przekazu wysokich tonów. Umiejętnie pogodzono zachowanie lampowej, a więc docieplonej barwy z rozdzielczością. Pomniejsze detale nigdzie nie umykają – instrumenty dęte czy pianino zawsze powodują uśmiech na twarzy. Nie uświadczy się tu ostrych krawędzi dźwięków i analitycznego grania wysokich tonów do samego końca, by tylko nic nie umknęło. Strojenie jest nadal stricte audiofilskie, ale zrealizowane w fenomenalny sposób, który nie męczy nawet podczas wielogodzinnych odsłuchów.

CTA-405A miał zbawienny wręcz wpływ na wiele konstrukcji.  Umiejętnie porządkuje to, co producent głośników mógł zrealizować z nutą przesady. Te zbyt „chudo” brzmiące nagle stawały się bardziej obfite w dół i środek pasma. Nieco jaśniejsze okazy były bardzo dobrze trzymane w ryzach, ale zachowywały swoje zalety w tej dziedzinie. Zrównoważono poziom detali oraz ilości góry z jej organicznością. 405 to świetny komponent, jeśli chcemy stworzyć odprężająco brzmiące stereo z ludzkim wymiarem brzmienia i szalenie ciekawą barwą, która nadaje przyjemny smak każdej muzyce. To trochę tak, jakby doprawić już smaczne danie, ale zrobić to z ogromną precyzją, dzięki czemu wszystko staje się jeszcze bardziej wyraziste. Każde włączenie tego wzmacniacza jest jak zanurzenie się w dźwięku i to takim z bardzo wysokiej półki. Czysta przyjemność.

Copland CTA-405A

Podsumowanie

Copland raz po raz udowadnia, że można stworzyć czysto analogową konstrukcję, podczas gdy producenci prześcigają się w cyfrowych funkcjonalnościach swoich produktów. CTA-405A jest w dużej mierze przypomnieniem starej szkoły projektowania z zewnątrz oraz starannej myśli technicznej wewnątrz. Zaimplementowane lampy aż rwą się do wzmacniania sygnału, dosłownie oczarowując przy tym swoją unikalną barwą. Nasycony, stosownie docieplony, ale nadal precyzyjny dźwięk jest głównym atutem tej konstrukcji. Do tego wisienką na audiofilskim torcie jest minimalistyczny dizajn i solidne wykonanie. Ciężko nie polecić choćby chwilowego odsłuchu, któregoś z produktów Coplanda. Duńczycy radzą sobie wyśmienicie, a CTA-506 jest kontynuacją tej jakże dobrej passy.

Poprzedni
Powrót do aktualności
Następny

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: