Poprzedni
Następny

Klasyka rocka: 50 lat albumu „Aerosmith”

13 stycznia minęło równo pół wieku od wydania debiutanckiego albumu zespołu Aerosmith. Dziś zaliczany jest on do kanonu rocka, a członkowie słynnej grupy wciąż występują w tym samym składzie, co przy nagrywaniu tamtego krążka.

Spis treści: Klasyka rocka: 50 lat albumu „Aerosmith”

  1. Kiedy masz czas na „wspominki”
  2. Bluesowa żaba Kermit
  3. Mizerny odzew fanów
  4. Aerosmith – skład, paczka trzyma się mocno
  5. Podsumowanie

Foto by Annie Spratt on Unsplash

Foto by Annie Spratt on Unsplash

Kiedy masz czas na „wspominki”

Minionego lata zespół Aerosmith zmuszony był odwołać serię koncertów w Las Vegas. Wszystko przez to, że wokalista Steven Tyler kolejny raz trafił do kliniki odwykowej. 74-letni rockman miał więc sporo czasu, aby powspominać stare, dobre czasy, na przykład początek 1973 roku, gdy do sklepów trafił debiutancki album jego grupy, zatytułowany po prostu „Aerosmith”. Na tle późniejszych dokonań zespołu nie odniósł wprawdzie spektakularnego sukcesu, ale stał się przedsionkiem do wielkiej sławy, która miała się stać udziałem piątki kumpli z Bostonu.

Bluesowa żaba Kermit

Materiał na płytę powstał w październiku 1972 roku w studiu nagraniowym Intermedia położonym pod bostońskim adresem 331 Newbury Street. Muzycy Aerosmith zawitali do niego jako kompletne żółtodzioby. Mieli już co prawda za sobą kilka lat hałasowania na lokalnych scenach, ale nigdy w życiu nie dane im było dotknąć konsolety nagraniowej czy innych studyjnych gadżetów. 

Słuchawki Audeze LCD-3

Trema nowicjusza udzieliła się chyba najbardziej Tylerowi. Jego charakterystyczny, zadziorny wokal, który znamy z późniejszych wielkich przebojów Aerosmith, na debiutanckim albumie brzmi dość bojaźliwie, jakby wokalista chciał się ukryć za dźwiękami przesterowanych gitar i sekcji rytmicznej swoich kolegów. Potwierdzają to słowa samego Stevena, który w jednym z wywiadów stwierdził: "Byliśmy tak zdenerwowani, że gdy zapalało się czerwone światło oznaczające nagrywanie, drętwieliśmy. Upodobniałem swój głos do żaby Kermita z Muppetów, żeby brzmieć bardziej jak bluesowy wokalista".

Inna sprawa, że nie bardzo miał kto pokierować w studiu Tylerem i jego nieopierzonymi kompanami. Muzycy, delikatnie mówiąc, nie byli zachwyceni pracą producenta płyty Adriana Barbera, któremu zarzucali, że nie potrafił przenieść na taśmę ognia towarzyszącego ich występom na scenie. "Nasz producent był praktycznie bezużyteczny. Bardzo mało wniósł. Kiedy słuchałem tych nagrań, nie mogłem przestać myśleć, że jesteśmy lepsi, niż to, co słychać, że powinniśmy brzmieć lepiej" – wspominał gitarzysta Joe Perry.

Mizerny odzew fanów

Mimo tych wszystkich przeszkód zespołowi udało się nagrać album, który nawet po półwieczu może przysporzyć radości fanom klasycznego rocka i mile popieścić membrany głośników w ich zestawach stereo. Choć krążek nie był bestsellerem, przyniósł jeden spory przebój, do dziś pozostający w koncertowym repertuarze Aerosmith. Chodzi o balladę "Dream On", skomponowaną na fortepianie przez nastoletniego Tylera na kilka lat przed założeniem słynnej grupy.

W odniesieniu komercyjnego sukcesu z pewnością nie pomogła zespołowi dość koszmarna okładka. Jest na niej zdjęcie piątki muzyków niezdarnie doklejone do tła z białymi chmurkami i błękitnym niebem. Całość wygląda jak dzieło nastoletniego grafika stawiającego pierwsze kroki w obsłudze Photo Shopa. Sami muzycy Aerosmith zarzekają się, że nie mieli z tym nic wspólnego, a okładkę wymyśloną przez speców z wytwórni płytowej Columbia Records zobaczyli dopiero, gdy cały nakład został już wydrukowany.

To jednak na szczęście w żaden sposób nie wpływa na jakość muzyki płynącej z głośników po włączeniu płyty „Aerosmith”. Jej urokowi poddali się m.in. muzycy zespołu Guns N' Roses, zwłaszcza gitarzysta Izzy Stradlin, który opowiadał, że zasłuchiwał się w tym albumie jeszcze w czasach szkolnych.  Axl Rose i spółka oddali hołd swym mistrzom, umieszczając na albumie "GN'R Lies" własną wersję kawałka „Mama Kin”, pochodzącego właśnie z debiutanckiego longplaya Bostończyków.

Aerosmith – skład, paczka trzyma się mocno

Zespół Aerosmith nagrał swój pierwszy krążek w składzie: Steven Tyler (wokal, pianino, harmonijka ustna, melotron, flet), Joe Perry (gitara), Brad Whitford (gitara), Tom Hamilton (bas), Joey Kramer (perkusja). Jest to dokładnie taki sam skład, w jakim grupa działa do dziś! To wyczyn, jakiego ze świecą szukać w rockandrollowym świecie, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że członkowie zespołu przez lata nie stronili od substancji, których zażywanie zdecydowanie odradzają lekarze i farmaceuci.

Warto o tym pamiętać, gdy po wciśnięciu „Play” w naszym odtwarzaczu z głośników uderzy kanonada gitar i bębnów, otwierająca „Make It”, pierwszy w kolejności utwór z albumu „Aerosmith”. Statek z tym emblematem wciąż płynie po rockandrollowym oceanie, pomimo że otaczają go burzliwe fale show biznesu, a długie włosy jego załogi są już siwe i mocno przerzedzone. Jednak jak dotąd – odpukać! – żaden z jej członków nie wypadł jeszcze burtę.

Podsumowanie

Warto też pamiętać o zaopatrzeniu się w dobry sprzęt audio, który pozwoli wydobyć maksimum mocy z tych klasycznych, rockowych nagrań sprzed pół wieku. Nasi Eksperci chętnie pomogą w dokonaniu właściwego wyboru z bogatej oferty sieci salonów Top Hi-Fi!

Przeczytaj również nasze pozostałe teksty o muzyce:


Muzyka potrafi pisać najlepsze historie. Usłysz swoją, dzięki Top Hi-Fi & Video Design



Poprzedni
Powrót do aktualności
Następny

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: