Poprzedni
Następny

Jesienna playlista vol 2, czyli więcej muzyki na coraz krótsze dni i coraz dłuższe wieczory

Jesień na dobre rozgościła się już za naszymi oknami, pora zatem przygotować muzyczny podkład do tej czasem bardzo kolorowej, a czasem wyjątkowo szarej pory roku.

Na rozgrzewkę dla głośników w naszych kolumnach w sam raz nada się kawałek „Atumn Changes”, nagrany przez Donnę Summer prawie wieku temu. Ten nostalgiczny numer dla niepoznaki ubrany  w dyskotekowe szaty opowiada – jakże by inaczej – o umierającej miłości. Znawcy muzyki z tego okresu bezbłędnie rozpoznają w kompozycji styl Giorgio Morodera, który skomponował ten numer wraz z Donną i Petem Bellotte’em. Posłuchajcie tylko tej linii basu! Jesień wszystko odmienia, nawet disco.

Mogliście się tego spodziewać, skoro padła fraza „Jesień wszystko odmienia” to musi pojawić się Janusz Laskowski i jego turbo hit „Żółty jesienny liść”. Nie jest tajemnicą, że twórczość pana Janusza początkowo nie spotkała się ze zrozumieniem krytyków muzycznych, ale publiczność była innego zdania – i miała rację. Wszak do dziś każdej jesieni nucimy smutne lalalala… Szczerze wątpimy, czy istnieje bardziej jesienna piosenka. No i ten smutny el mariachi na trąbce.

Dla odmiany piosenka o miłości, która dalej trwa. Harvest Moon, czyli Księżyc Żniwiarzy, to pełnia najbliższa jesiennej równonocy, a Neil Young wyśpiewuje w znakomitym aranżacyjnie numerze (Neil jest audiofilem) swoją miłość do kobiety. Sielsko nam się robi dzięki tej piosence. Dzieci w niej już śpią, wschodzi księżyc, zakochani idą tańczyć w świetle satelity. Grzeje nas to jak dobry wzmacniacz w klasie A.

Jesień nastraja melancholijnie i refleksyjnie, wprawiając nas w stan ducha, w którym jazz wchodzi najlepiej i jest po prostu adekwatny. Jeśli więc siedzicie w biurze obok okna, słonko świeci, a liście skrzą się odcieniami brązu, zżółci i czerwieni, posłuchajcie sobie „Atumn Serenade” Johna Coltrane’a i Johnny’ego Hartmana. Ale robicie to na własną odpowiedzialność, gdyż prawdopodobnie zrozumiecie, że życie wam ucieka przez palce, a wy marnujcie czas w pracy.

Jedziemy dalej z jazzowymi standardami. Jeden z nich, „Autumn Leaves”, kojarzony z wykonaniami amerykańskich gwiazdorów, takich jak Frank Sinatra czy Nat King Cole, ma tak naprawdę francuskie korzenie. Powstał w 1945 roku jako „Les Feuilles Mortes”, a do dziś obrósł już taką liczbą przeróbek i interpretacji, że śmiało może posłużyć za ciepłą, muzyczną kołdrę, która pomoże nam przetrwać nawet największą słotę za oknami.

Podobną rolę może pełnić „Autumn in New York”. Ta piosenka jest jeszcze starsza, bo została napisana w 1934 roku, ale jazzowe standardy są jak wino, więc wiek działa tylko na ich korzyść. Kompozytor tej piosenki, Vernon Duke, mieszkał wprawdzie w stanie Connecticut, ale jej premiera odbyła się już, zgodnie z tytułem, w Nowym Jorku, a konkretnie na Broadwayu, gdzie została użyta po raz pierwszy w musicalu „Thumbs Up!”. Potem doczekała się jeszcze tylu wersji (m.in. Franka Sinatry, Billie Holiday, Elli Fitzgerald, Sary Vaughan i Diany Krall), że śmiało można zaplanować cały wieczór w towarzystwie tylko tego jednego utworu w różnych interpretacjach.

Powyższe hity znane są milionom fanów z różnych zakątków świata, ale, parafrazując klasyka, trzeba powiedzieć, że i Polacy nie gęsi, i swoje jesienne piosenki mają. Takie, jak choćby „Jesienne róże”, szlagier jeszcze sprzed II wojny światowej. Najbardziej znana jest oczywiście wersja wykonywana przez legendarnego Mieczysława Fogga, ale bez trudu można też wygrzebać z internetowych zasobów interpretacje innych artystów, takich jak Irena Santor czy Krzysztof Krawczyk.

„Pamiętasz, była jesień, mały hotel Pod Różami, pokój numer osiem, staruszek portier z uśmiechem dawał klucz” – od takich słów rozpoczyna się inny wielki przebój z kanonu polskiej muzyki, śpiewany przez Sławę Przybylską. A więc znów mamy róże i jesienną atmosferę, aż się prosi, aby zaparzyć sobie kubek gorącej herbaty, usiąść w wygodnym fotelu i rozkoszować się dźwiękami płynącymi z głośników. Uwaga! Osoby cierpiące z powodu złamanego serca powinny przygotować paczkę chusteczek, bo tekst tego utworu może dodatkowo spotęgować ich mękę.

Na jesiennej playliście nie może też zabraknąć wzruszającego „Wspomnienia” Czesława Niemena, znanego też pod tytułem „Mimozami jesień się zaczyna”. Warto posłuchać ze względu nie tylko na walory muzyczne, ale również na poetycki tekst tego utworu.

„Z przemodlenia z przeomdlenia senny. W parku płakałem szeptanymi słowy. Młodzik z chmurek prześwitywał jesienny. Od mimozy złotej majowy”.

Czy dziś w radiu usłyszymy jakiś aktualny przebój, w którym padają takie słowa?

A skoro już jesteśmy w tak uduchowionym nastroju, na koniec coś z klasyki, i to takiej, która sięga kilka wieków wstecz. Niemal równo 300 lat temu wenecki mistrz Antonio Vivaldi skomponował dzieło, które do dziś rozsławia jego imię i rozbrzmiewa w filharmoniach w różnych zakątkach świata. Chodzi oczywiście o „Cztery pory roku”, z których na użytek tego zestawienia wytniemy trzecią część, czyli „jesień”. Do dyspozycji mamy niezliczoną ilość wykonań utworu rozpoczynającego się od charakterystycznej partii skrzypiec. Warto zadbać o dobre warunki akustyczne, aby w pełni rozkoszować się tymi dziesięcioma minutami czystego muzycznego piękna.

Na koniec serwujemy utwór, który nie mówi o jesieni wprost, za to wykonywany był przez najbardziej jesienną kapelę w historii, czyli Type O Negative. „Blood & Fire”, bo o nim mowa, opowiada rzecz jasna o zakończonej miłości. Może nadinterpretowujemy, ale po prawie każdej młodzieżowej gorącej wakacyjnej miłości przychodzi jesień i zaczyna się tak:

„Zawsze myślałem, że będziemy razem. I żeby nasza miłość nie mogła być lepsza. Cóż, zniknęłaś bez ostrzeżenia. Nadal nie wiem, co poszło źle”.

Jesień, prawda? Smaczek tego utworu jest taki, że w poprzednim wydawnictwie „The Origin of the Feces” na obwolucie można wyczytać podziękowania od Perera Steela – wokalisty - dla tajemniczej Elizabeth, przy której imieniu w nawiasie stoi „my blood and fire”. Album później dostajemy utwór z refrenem „No more nights of blood & fire”. Poniżej wersja wzbogacona o klawisze, taka bardziej jesienna.

Zawsze warto też zadbać o to, aby nasz sprzęt audio zapewniał nam maksimum przyjemności płynącej ze słuchania muzyki. Pomocą służą w tym eksperci z sieci salonów Top Hi-Fi, do których w każdej chwili można zwrócić się z prośbą o fachową poradę.

Poprzedni
Następny

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: