Poprzedni
Następny

Cisza przed burzą akustycznych uniesień

Średnia ocen: 5
(1 ocena) 1 komentarz

„Witaj, ciemności, moja stara przyjaciółko, przyszedłem znów z tobą pogadać”. Od takich słów zaczyna się jeden z największych przebojów duetu Simon & Garfunkel, „The Sound of Silence”. Ciemność jest dobrą towarzyszką muzyki. Gdy w niej przebywamy, nasz mózg jest pozbawiony bodźców wizualnych. Staje się wtedy bardziej czuły na dźwięki płynące z głośników. Również tytułowe „brzmienie ciszy”, jeśli jest odpowiednio dawkowane, może uwrażliwić nasze uszy. I stać się dzięki temu doskonałą przystawką przed muzyczną ucztą.

Vienna Acoustics Liszt

„Autobiografia” grupy Perfect to utwór, który zna na pamięć każdy szanujący się fan polskiego rocka. Ta ballada snuje się leniwie przez pierwsze półtorej minuty, by wybuchnąć niczym petarda przy słowach: „Było nas trzech…”. Grzegorz Markowski śpiewa je przy akompaniamencie mocnego uderzenia perkusji i gitar. Efekt nie byłby tak spektakularny, gdyby nie poprzedzająca go kilkusekundowa cisza – to właśnie ona buduje w głowie słuchacza odpowiednie napięcie.

Cztery i pół minuty niczego?

Znaczenie ciszy doceniał nie tylko kompozytor „Autobiografii”, Zbigniew Hołdys, ale również wielu innych wybitnych muzyków. Bardzo znanym i jednocześnie ekstremalnym przykładem wykorzystania ciszy do realizacji artystycznych wizji jest utwór „4:33”. Stworzył go awangardowy amerykański kompozytor Johna Cage'a. Składa się on z samych pauz, dzięki czemu, według zamysłu samego autora, może zostać wykonany na dowolnym instrumencie.

Cage wymyślił swoje dzieło w 1952 roku. Był już wtedy uznanym kompozytorem o sporym dorobku. Jako pierwszy wykonał je na żywo pianista David Tudor. Publiczność zgromadzona w Maverick Concert Hall w Woodstock, w stanie Nowy Jork, zobaczyła, że artysta usiadł przy fortepianie, a następnie zamknął jego klapę. Po jakimś czasie podniósł ją, a potem znowu zamknął. Czynność tę powtórzył jeszcze raz, ponieważ utwór „4:33” składa się z trzech części, mimo że nie rozbrzmiewa w nim ani jeden dźwięk.

John Cage twierdził, że „4:33” to najwybitniejsze dzieło w jego dorobku. W zamierzeniu miało ono uwrażliwić słuchaczy na dźwięki, które przez cały czas ich otaczają. Czyli na szum wiatru, deszcz za oknem, a nawet odgłosy wydawane przez innych słuchaczy wiercących się na widowni. W warunkach domowych każdy z nas może stworzyć własną interpretację utworu Cage'a. Wystarczy usiąść wygodnie z fotelu, włączyć wzmacniacz i przez cztery i pół minuty delektować się płynącą z głośników ciszą.

A może pójść o krok dalej?

Ciekawy eksperyment wykonał kilka lat temu Steve Guttenberg, autor audiofilskiej kolumny na portalu CNET. Zainspirowała go sławna serbska artystka Marina Abramović, która przed koncertem muzyki Jana Sebastiana Bacha kazała widowni przez pół godziny siedzieć w absolutnej ciszy. Steve postanowił więc spróbować tego samego w domowym zaciszu. W tym celu wetknął do uszu dźwiękochłonne zatyczki i odsiedział w nich przepisowe trzydzieści minut. Następnie włączył sobie najwyższej jakości nagranie „Wariacji Goldbergowskich” J.S. Bacha w genialnym wykonaniu Glenna Goulda. Czekał w skupieniu na wyjątkowe muzyczne uniesienia i… nic. Płyta brzmiała dokładnie tak samo, jak zawsze.

Niezrażony tym Guttenberg spróbował ponownie. Tym razem z albumem „Live in Europe, 1967” Milesa Davisa. Drugie podejście zakończyło się ogromnym sukcesem. „Słuchałem muzyki sprzed niemal pół wieku, a czułem, jakby grali ją na żywo w moim Brooklyńskim mieszkaniu!” – zachwycał się bloger. Zapewniał, że po raz pierwszy usłyszał wtedy subtelne instrumentalne pojedynki Davisa z perkusistą Tonym Williamsem. A także muzyczne „tańce” pianisty Herbiego Hancocka z basistą Ronem Carterem.

„Jeśli masz tłumiące hałas słuchawki, parę zatyczek do uszu lub bardzo ciche pomieszczenie, wyłącz smartfona, posiedź pół godziny w ciszy i oczyść swoją głowę, a potem sprawdź, czy słyszysz muzykę w inny sposób, niż dotychczas” – zachęca Steve Guttenberg. Jego radę może zastosować w praktyce większość z nas. Wystarczy wygospodarować trochę czasu, aby przygotować uszy na akustyczne doznania, jakich nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy. Aby w pełni docenić smak takiej muzycznej uczty, warto wyposażyć się w dobry sprzęt grający – a takiego nie brakuje w ofercie sieci Top HiFi!



Poprzedni
Powrót do aktualności
Następny
5
Ocena:
Średnia ocen: 5

(1 ocena)

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: