Poprzedni
Następny

Tak narodził się heavy metal! Pierwszy album Black Sabbath zaszokował krytyków i publiczność

Black Sabbath

13 lutego 1970 roku ukazał się debiutancki album Black Sabbath – „Black Sabbath” – i to wydarzenie do dziś uznawane jest za narodziny prawdziwego heavy metalu, a tytułowy utwór z płyty to legenda i zalążek doom metalu. O ile jednak dzisiejsi krytycy zachwycają się tym „klasycznym albumem”, początki wcale nie były takie świetlane…

Wydany w lutym album został nagrany w październiku 1969 roku, a przygotowanie całej płyty zajęło… jedną sesję nagraniową. Do studia weszli „ojcówie metalu, jaki dziś znamy”, jak pisał jeden z recenzentów w latach dziewięćdziesiątych. W 1970 roku mówiono o artystach z Black Sabbath zgoła inaczej, rzadko przywołując komplementy. Na sesji nagraniowej pojawili się zatem Tony Iommi, Geezer Butler, Bill Ward i Ozzy Osbourne.

Muzycy mieli niewiele czasu – ograniczało ich studio nagraniowe (do zagranego materiału trzeba było dołożyć jeszcze efekty dźwiękowe) oraz wyjazd na koncert do Szwajcarii. Tony Iommi wspominał wielokrotnie, że wszystko odbyło się dość desperacko. Sesja zajęła tylko dwanaście godzin, a i to wyłącznie dlatego, że po nagraniu swojego standardowego setu koncertowego, artyści musieli dograć dodatkowe ścieżki i dopasować otwarciowe efekty dźwiękowe. Co więcej, z braku czasu zdecydowano, że wokal także zostanie nagrany na żywo. Osbourne został po prostu zamknięty w wyciszonej kabinie nagraniowej i śpiewał do granej na żywo muzyki. Ozzy wspominał zresztą później w wywiadach, że jego zdaniem tak właśnie powinny wyglądać dobre sesje nagraniowe – materiał był zagrany wiele razy, a muzycy nie potrzebowali rozgrzewek i treningów. Black Sabbath miał brzmieć naturalnie, ciężko i surowo.

Amerykańska porażka „Black Sabbath”

O ile Brytyjczycy są narodem uprzejmym i powściągliwym, a recenzje w brytyjskiej prasie muzycznej były raczej neutralne, piekło rozpętało się dopiero po debiucie nowego albumu w USA, co nastąpiło 1 czerwca 1970 roku.

W słynnej recenzji dla magazynu Rolling Stone, dziennikarz Lester Bangs napisał wyjątkowo miażdżące słowa, które do dziś radośnie cytowane są przez innych recenzentów oraz samych muzyków. Można jednak przyznać, że recenzja Bangsa także jemu przysporzyła nieśmiertelności – krytykowanie jednego z najlepszych zespołów wszechczasów musiało się przecież tak skończyć.

Bangs nie tylko odsądził muzyków od czci i wiary (choć po tekstach z debiutanckiej płyty nie można chyba było podejrzewać Black Sabbath o nic innego jak satanizm), ale posądził ich o nieudolne kopiowanie innych gwiazd brytyjskiego rocka – istniejącego od 1966 roku zespołu Cream.

Black Sabbath

„Po drugiej, przemysłowej stronie torów, w kraju, który dał nam zespół Cream, znajdują się niewykwalifikowani wyrobnicy, tacy jak Black Sabbath, którzy nie są niczym więcej jak chwilowym zjawiskiem, opierającym się na ezoteryce czarnych mszy (…). No cóż, nie są może koszmarnie źli, ale to chyba wszystko, co można o nich sensownego powiedzieć.

(…) Cała ta płyta to jakaś wydmuszka, pomimo tych mrocznych tytułów i całkiem przyzwoitych tekstów. Ta płyta tak naprawdę nie ma nic wspólnego ze spirytyzmem, okultyzmem, czy czymkolwiek innym – to tylko sztywne deklamowanie banałów i kopiowanie Cream.

(…) Oni właściwie są dokładnie jak Cream. Tylko gorsi!” – napisał Bangs w The Rolling Stone.

Album, który zmienił historię metalu

Faktycznie, dziś można tylko pośmiać się z lekceważącego tonu Bangsa. Jednak przyznać trzeba, że nowe i nieoczekiwane brzmienie miało prawo nie przypaść do gustu krytykom, którzy trzymając się klasycznych wykładni czasem nie potrafią rozpoznać rodzącego się nurtu, który będzie inspirował kolejnych muzyków przez dziesięciolecia. Ciężkie brzmienie gitary, po części spowodowane tym, że Tony Iommi grał za pomocą sztucznych opuszków palców (własne stracił podczas pracy w fabryce), mogło boleć wrażliwe uszy osób przyzwyczajonych do lżejszego i nieco bardziej melodyjnego brzmienia.

Jednak to właśnie ten album na zawsze zmienił światową scenę muzyczną, a wiele dawnych i współczesnych zespołów przyznaje, że pewnie nigdy nie stanęliby na scenie, gdyby nie inspiracja Black Sabbath. A spróbujmy teraz wyobrazić sobie życie nie tylko bez gitary Iommiego czy głosu Osbourne’a, ale też bez takich zespołów jak Metallica czy Iron Maiden. Ba, do inspiracji słynnymi „czołowymi satanistami rocka” przyznają się zespoły grające zupełnie inną muzykę. Należą do nich takie formacje, jak Black Flag, Alice in Chains, a nawet Smashing Pumpkins czy Silverchair! Nie wspominając o stoner rocku.

Można twierdzić, że „Black Sabbath” nie był albumem dobrym, można twierdzić, że nie był idealnym. Można go nie lubić, ale trzeba go szanować – jak każdy, który w konsekwencji dał światu tyle doskonałej, głośnej i budzącej emocje muzyki.

Poprzedni
Powrót do aktualności
Następny

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: