Poprzedni
Następny

Punkowcy, rockmani i gwiazdy z boysbandu – kręte muzyczne ścieżki zespołu T.Love

Zaczynali jako undergroundowi amatorzy o punkowym zacięciu, by stać się gwiazdami polskiego rocka. Mieli w swej karierze boysbandowy epizod, a ostatnio wydali płytę mocno podrasowaną elektronicznymi brzmieniami. Przez 40 lat istnienia zespół T.Love w pełni zasłużył na miano muzycznego kameleona.

bowers-wilkins-603-s2-anniversary-edition

Gdy w 1982 roku w Częstochowie rodziła się formacja T.Love Alternative, tworzący ją czterej koledzy z tamtejszego liceum ogólnokształcącego byli muzycznymi ignorantami. Mimo to mieli na tyle dużo tupetu, że już po kilku próbach wystąpili na szkolnej studniówce, rozpoczynając tym występem pełną artystycznych i personalnych zawirowań historię jednej z najpopularniejszych grup w Polsce.

Stojący na czele zespołu wokalista Muniek Staszczyk był fanem punkowych brzmień w stylu The Clash czy Ramones – być może dlatego nie przejmował się aż tak brakiem instrumentalnej biegłości swoich kolegów (sam zresztą próbował grać na gitarze, a potem na basie, zanim oddał je w bardziej sprawne ręce). Ważne były pomysły, które zaowocowały powstaniem pierwszych undergroundowych przebojów, takich jak "Karuzela", "Ogolone kobiety" czy "Garaż".

Gdy do grupy dołączył gitarzysta Daabu Andrzej Zeńczewski, jej repertuar stał się trochę bardziej wyrafinowany muzycznie. Utwór "My marzyciele" dotarł do czołówki Listy Przebojów Trójki, czego efektem było odrzucenie członu "Alternative" w nazwie – odtąd zespół grał jako po prostu T.Love. W radiu pojawiły się kolejne piosenki, takie jak "Autobusy i tramwaje" czy "IV Liceum", jednak był to dopiero przedsmak tego, co czekało Muńka i spółkę w latach 90.

Gdy w Polsce raczkował kapitalizm, T.Love przeszedł gwałtowną przemianę personalną i muzyczną. Z dawnego składu pozostał jedynie Staszczyk, który z emigracji zarobkowej do Londynu przywiózł nie tylko sakiewkę funtów szterlingów, ale także zapisany na serwetkach podczas pracy w knajpie tekst "Warszawy", która miała się stać jednym z największych hitów zespołu. Za sprawą nowego gitarzysty Jana Benedeka poszedł on w stronę rasowego, gitarowego rocka z riffami a la The Rolling Stones. Ozdobiły one takie kawałki, jak "Pocisk miłości", "Na bruku" czy "Stany".

Po kolejnych roszadach w składzie, do których doszło w pierwszej połowie lat 90., grupa zaczęła uprawiać śmiałe stylistyczne harce. To już nie był tylko rock, ale też funk, soul czy nawet pop. Wiernym fanom opadły szczęki kiedy Muniek zaśpiewał falsetem w piosence "Jak żądło", inspirowanej dokonaniami Bee Gees. Jednak prawdziwy cios spadł na nich wraz z utworem "Chłopaki nie płaczą" i towarzyszącym mu teledyskiem, w którym T.Love objawił się jako klasyczny boysband. To była wprawdzie tylko parodia, ale wielu obiorców wzięło ją zupełnie na poważnie. Na koncertach grupy w pierwszych rzędach zaczęły się meldować kilkunastoletnie fanki, oddające hołd swym idolom poprzez rzucanie na scenę pluszowych misiów.

Aby odciąć się od wizerunku gwiazd popu zespół nagrał surową, rockową płytę "Antyidol". W ten sposób rozpoczął swoją muzyczną podróż ku źródłom, której punktem kulminacyjnym było wydanie w 2012 roku podwójnego albumu "Old Is Gold". Wypełniała go mieszanka klasycznego rocka, bluesa, country i folku – z głośników popłynęły dźwięki harmonijki, podłączonej do wiekowych wzmacniaczy gitary slide oraz głos wokalisty, który śpiewał o swoich rozrachunkach z Bogiem i dotychczasowym życiem, pełnym wzlotów i upadków.

Ostatnie lata przyniosły kolejny zakręt w karierze T.Love. Muniek najpierw zawiesił działalność grupy, a później doznał udaru mózgu, który mógł się zakończyć dla niego tragicznie. Wokalista jednak wydobrzał i ponownie skrzyknął swych muzycznych kompanów, by nagrać coś pod starym szyldem. Skład reaktywowanej grupy jest identyczny jak ten, który nagrał płytę "King" sprzed 20 lat, jednak ci sami muzycy mają dziś już zupełnie inne stylistyczne preferencje.

Na najnowszej płycie T.Love, zatytułowanej "Hau! Hau!", gitarowych riffów jest jak na lekarstwo. Jest za to sporo elektronicznych brzmień, które wcześniej nie były szczególnie hołubione przez zespół. Być może to efekt poszukiwań nowych artystycznych ścieżek, a być może ukłon w stronę młodszej publiczności. Za tą drugą opcją przemawia fakt, że do nagrania singlowej piosenki "Pochodnia" grupa zaprosiła znaną z Kwiatu Jabłoni Kasię Sienkiewicz.

Tak czy inaczej, trzeba docenić fakt, że Muniek i reszta ekipy nie chcą odcinać kuponów od dawnej sławy i na 40-lecie działalności potrafili zaskoczyć swych fanów czymś nowym. A jeśli ktoś bardzo tęskni za bardziej rockowym T.Love, zawsze może wrzucić do odtwarzacza któryś ze starszych albumów grupy – jest z czego wybierać!



Poprzedni
Powrót do aktualności
Następny

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: