Poprzedni
Następny

Perły z lamusa: „Riders On The Storm”, The Doors. Mroczna podróż autostopem

W czasie, gdy The Doors zdecydowali się stworzyć szósty – i ostatni w swojej karierze – album studyjny, czyli „L.A. Woman”, byli już bliscy upadku. Ich trasa koncertowa pod koniec 1970 roku okazała się katastrofalna. Już wkrótce mieli zostać pozbawieni wokalisty i przyjaciela. Ale mrok zbliżał się powoli. Nadchodził wraz z jeźdźcami burzy.

The Doors

Jim Morrison, Ray Manzarek, Robby Krieger, John Densmore (fot. Elektra Records-Joel Brodsky)

Było kiepsko. Jim Morrison został oskarżony o ekshibicjonizm w trakcie pobytu w Miami we wrześniu, po czym najwyraźniej załamał się podczas ostatniego koncertu zespołu w Nowym Orleanie. Ale nagrywanie „L.A. Woman” stało się zajęciem, które pozwoliło wyciągnąć ich z dołka i odnowiło popularność zespołu. Niestety, siedmiominutowy epos „Riders On The Storm”, czyli ostatni utwór na ostatnim albumie grupy, okazał się mrocznym epitafium dla ich wokalisty.

Strefa mroku

Zespół nagrał „Riders on the Storm” w grudniu 1970 roku. Zanim w kwietniu 1971 roku ukazała się płyta „L.A. Woman”, Morrison przeprowadził się już do Paryża, gdzie zmarł kilka miesięcy później. Wszystko zaczęło się od jam session, kiedy zespół mierzył się z piosenką „Ghost Riders In the Sky” – kowbojskim szlagierem z 1948 roku, nagranym później przez Johnny'ego Casha, Binga Crosby'ego i wielu innych. Jim Morrison wpadł na pomysł zmiany tytułu na „Riders On The Storm” i zaszczepił tekstowi oraz wykonaniu mroczną duszę. Niesamowite dźwięki deszczu wykreował z kolei Ray Manzarek, który wykorzystał do tego celu elektryczne pianino Fender Rhodes.  

Jeśli uważnie słucha się utworu, można usłyszeć, jak Jim Morrison szepcze teksty w warstwie ponad swoim własnym śpiewem – powoduje to wyjątkowo przerażający efekt. Był to zresztą ostatni artystyczny wkład Morrisona w muzykę The Doors.

– Na „Riders on the Storm” jest ta cała szeptana partia. To ostatnia rzecz, jaką zrobił Jim. Efemeryczny, szeptany overdub. Potem nie było już nic – powiedział magazynowi Uncut we wrześniu 2011 roku Ray Manzarek.

Choć utwór jest niekwestionowanym hitem, po wydaniu trafił zaledwie na 14. miejsce na liście przebojów magazynu Billboard. Popkulturowo jest jednym z największych przebojów wszech czasów.

Przedśmiertna autobiografia

Piosenka „Riders On The Storm” wyjątkowo dobrze obrazuje mroczną duszę wokalisty i jego zaburzoną osobowość. Utwór ten może być wręcz postrzegany jako autobiograficzna relacja z życia Morrisona, który wielokrotnie mówił, że uważa się za „jeźdźca burzy”. Fragment tekstu piosenki – „killer on the road” („morderca w drodze”) jest nawiązaniem do wcześniej wspomnianego filmu o morderczym autostopowiczu. To – oczywiście, tylko w pewnym sensie – też wątek autobiograficzny. Gdy Jim uczęszczał na Florida State University w Tallahassee, spotykał się z dziewczyną o imieniu Mary, która mieszkała w Clearwater, 280 mil stamtąd. Jim często jechał autostopem, aby ją zobaczyć.

– Te samotne podróże po gorącej i zakurzonej Florydzie, dwupasmowe drogi asfaltowe, jego wystawiony w powietrze kciuk i płonąca wyobraźnia połączona z wiecznym pożądaniem z pożądaniem, poezją, ryzykowaniem życia podczas kontaktów z obcymi kierowcami ciężarówek i podejrzanymi zbiegami zostawiły niezatartą bliznę psychiczną na Jimie, którego notatniki zaczęły być obsesyjnie wypełniane rysunkami samotnego autostopowicza, egzystencjalnego podróżnika bez twarzy i niebezpiecznego nieznajomego z gwałtownymi fantazjami: zabójcy na drodze – pisze w swojej książce „Jim Morrison. Życie, śmierć, legenda” amerykański pisarz, Stephen Davis.

Z kolei tekst „Girl you gotta love your man” jest często postrzegany jako desperacka prośba do wieloletniej dziewczyny Morrisona, Pameli.

– Jim zawsze miał zeszyty z notatkami i wierszami, z których można było nieustannie czerpać i tworzyć teksty. Nakręcił też film, „HWY”, w którym zagrał autostopowicza mordującego chłopaka, który go podwiózł. Jim zadzwonił wtedy do swojego przyjaciela, poety Michaela McClure'a, i udawał, że popełnił morderstwo tylko po to, by zobaczyć, jak jego kumpel zareaguje. Jim miał naprawdę nienasyconą i dziką wyobraźnię – opowiadał perkusista, John Densmore.

To był ostatni utwór na ostatnim albumie The Doors wydanym z Morrisonem. Potem zespół wydał jeszcze dwa albumy bez Morrisona, ale śmierć Jima odbiła się jednak na kondycji grupy. Panowie rozstali się w 1972 roku. W 2002 roku Kreiger i Manzarek połączyli się ponownie jako "The Doors Of The 21st Century". Densmore, który twierdzi, że nie został przez nich zaproszony, udał się do sądu i ostatecznie otrzymał decyzję uniemożliwiającą grupie używanie zwrotu „The Doors” w jej nazwie. Manzarek i Kreiger zmienili zatem nazwę – w hołdzie Morrisonowi. Nowy zespół nazwali Riders On The Storm.

I my oddajmy dziś hołd zespołowi, który do dziś porusza czułe struny. W te wrześniowe wieczory dźwięki deszczu będą doskonale pasować do atmosfery.

Poprzedni
Powrót do aktualności
Następny

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: