Za decyzją wytwórni stały ogromne pieniądze płynące z młodzieńczych sentymentów, ale nowe wersje kultowych animacji, chociaż różnią się od pierwowzorów, pozwalają dorosłym widzom powspominać dzieciństwo, a tym młodszym – odkryć całą masę disnejowskich historii, które kochali ich rodzice. To jak – może mały maraton na kinie domowym?
Wieczny życia krąg – dlaczego tak bardzo kochamy bajki Disneya?
Na czym polega fenomen remake’ów Disneya? Jak już wspomnieliśmy, bazują one na sentymentach dorosłych, którzy chcą odświeżyć wspomnienia z dzieciństwa i na ciekawości dzieci, którym oczy się świecą na widok zwiastunów nowych wersji starych bajek, a więc jest duża szansa, że każdy kolejny film obejrzy cała rodzina.
Wiele nowych wersji klasycznych disnejowskich animacji odtwarza swoje pierwowzory niemal 1:1, więc każdy, kto w dzieciństwie śpiewał piosenki razem z Bellą z „Pięknej i Bestii”, lub recytował z pamięci żarciki Timona i Pumby, nie będzie zawiedziony. Nie brak w nich jednak również pewnych ulepszeń – nowych gagów, żartów i ujęć. Takie remake’i są więc szansą, aby nadać postaciom większej głębi. Jest też kilka filmów, które – ku oburzeniu fanów klasycznych wersji – nie posiadają oryginalnej ścieżki dźwiękowej z piosenkami wykonywanymi przez aktorów. Przykładem jest najnowsza adaptacja opowieści o Mulan, która łączy w sobie elementy chińskich legend i świat bajek Disneya, pozbywając się jednak oryginalnych piosenek.
Jednak największa zaletą tych nowych wersji jest przekaz. Twórcy zadbali o to, żeby stare historie zyskały nieco świeższy wydźwięk i wiernie odzwierciedlały zmieniające się obyczaje społeczne.
Remake’i w ogniu krytyki
Nie wszyscy podchodzą do nowych wersji starych disnejowskich tytułów z entuzjazmem. Trzeba przyznać, że ta druga grupa ma trochę racji, gdy pyta: Dla kogo właściwie są te filmy?
Zarzuty krytyków dotyczą przede wszystkim tego, co inni uznają za zaletę, czyli bardzo realistycznej techniki animacji. W filmach, w których mówiące zwierzątka i fikcyjne stworki pojawiają się sporadycznie, mnogość efektów CGI nie razi. Ale w takich produkcjach, jak „Księga Dżungli” i „Król Lew” przeciwnicy remake’ów dopatrują się zbyt dużego dysonansu w tym, co widać na ekranie. Animowane zwierzęta nie wyglądają tak pociesznie, jak rysunkowi bohaterowie i wcale nie poruszają się w taki sam sposób, jak prawdziwe dzikie zwierzęta. Dlatego krytycy tych filmów często porównują je do muzycznych coverów, które nieudolnie próbują naśladować oryginał.
Czy Disney staje się ofiarą swojego sukcesu?
Czy Disney porwał się z motyką na słońce? Prawdopodobnie dowiemy się o tym dopiero za kilka ładnych lat, kiedy pokolenie dzisiejszych dzieciaków pokaże nam, czy te filmy znaczą dla nich tyle samo, co oryginalne wersje dla pokolenia ich rodziców. Przyszłość pokaże, a machina zwana Disneyem pracuje dalej, zapowiadając przynajmniej kilka nowych tytułów na nadchodzące lata.
Komentarze