Poprzedni
Następny

Perły z lamusa: „Sinnerman”, Nina Simone. Idealnie wyśpiewane rozczarowanie

Dziesięć minut zachwytu – tak można najprościej określić tę wersję afroamerykańskiej tradycyjnej i przesyconej duchowością piosenki Niny Simone. Rzadko kiedy w utworze słychać tak wyraźne emocje. Czy są związane z przekonaniami religijnymi artystki? Czy może z jej gorliwością w zakresie uczestnictwa w ważnych wydarzeniach społecznych – w tym walce o prawa obywatelskie? Przyjrzyjmy się historii piosenki „Sinnerman”, która ukazała się na albumie Pastel Blues, wydanym w 1965 roku.

Nina Simone/fot. Roland Godefroy

fot. Roland Godefroy, na podstawie licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported

Podczas gdy „Sinnerman” mocno osadził się już w afroamerykańskiej tradycji, to jego korzenie są dość odległe od tej kultury – wywodzą się prawdopodobnie ze szkockiej muzyki ludowej. Pieśń ta, zasłyszana podczas nabożeństwa w lokalnym kościele, urzekła serce młodej Niny Simone. Melodia była często grana w kościołach na głębokim Południu – nie tylko podczas niedzielnych nabożeństw, ale też na licznych spotkaniach modlitewnych. Miała prowadzić zatwardziałych grzeszników do wyznania grzechów i wewnętrznej przemiany. Nina Simone sama zresztą wykonywała „Sinnermana” wielokrotnie podczas kościelnych uroczystości.  W 1969 roku, podczas wywiadu dla czasopisma Ebony, wyznała, że dopiero w kościele czuje prawdziwą moc tego utworu. – Niektóre z moich najbardziej fantastycznych doświadczeń – tych, które naprawdę mną wstrząsnęły, – wydarzyły się w kościele, kiedy odbywały się te spotkania, na których tylu ludzi się naprawdę odrodziło – powiedziała Simone.

Sinnerman”, czyli religijna ekstaza

Świadkowie wystąpień Niny Simone podczas tych uroczystości twierdzą, że wokalistka potrafiła przeciągnąć utwór do ponad piętnastu minut. Opowiadają też, że był to kwadrans absolutnego szału emocji – radości, smutku, bólu i ekscytacji – a wszystkie te uczucia zilustrowane były za pomocą głosu i ekspresji scenicznej tej wielkiej artystki.

Choć „Sinnerman” nadal uznawany jest przez wielu za pieśń religijną, to jednak przy nawiązaniu bliższej znajomości z treścią tekstu i historią artystki można w końcu zauważyć, że piosenka raczej  wymyka się ścisłej kategoryzacji. Słuchanie jej jest prawdziwym doświadczeniem, a ono napełnia słuchacza rozmaitymi uczuciami. Ale czasem chcielibyśmy wiedzieć – kiedy podążamy za Niną Simone aż do skały, w dół rzeki, nad morze – do czego właściwie docieramy. W utworze jest zbyt wiele goryczy, by kojarzyć go wyłącznie z miłością i zaufaniem do bóstwa. Rozwiania wątpliwości można szukać w emocjach i doświadczeniach Niny Simone.  

Od grzechu do geniuszu

Cofnijmy się zatem na chwilę do czasów Niny Simone znanej jeszcze jako Eunice Waymon, mieszkającej w niewielkim miasteczku Karoliny Północnej w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku. Jej matka, Kate Waymon, była osobą gorliwie wierzącą i usługującą w kościele. Kate chciała pomóc wyciągnąć grzeszne dusze z ciemności do światła, a jej muzykalnie uzdolniona córka pomagała jej w misji już jako dziecko – była pianistką, zatrudnioną na stałe (!) w wieku 10 lat, oczywiście ze względu na jej oczywisty geniusz muzyczny. To właśnie podczas licznych nabożeństw po raz pierwszy usłyszała pieśń „Sinnerman”. 

Eunice od najmłodszych lat miała niezwykłą ambicję: chciała być pierwszą czarną pianistką koncertową. Jej naturalne umiejętności i poważne podejście do muzyki zaowocowały lekcjami gry na fortepianie, które opłacone zostały przez bogatego białego darczyńcę, gdy miała jedenaście lat. Tajemniczy dobrodziej usłyszał młodą pianistkę podczas nabożeństwa i zdecydował się zainwestować we wschodzący talent. W wieku siedemnastu lat Eunice spędziła lato w Nowym Jorku, studiując w renomowanej Juilliard School, a wieku lat osiemnastu poświęciła się przesłuchaniom do bardzo prestiżowego Curtis Institute of Music w Filadelfii, walcząc z dziesiątkami innych muzyków o trzy miejsca dla studentów klasycznego fortepianu.

Simone nie otrzymała jednego z cennych miejsc, a w dodatku usłyszała – dość zresztą wiarygodne – plotki, że nie dostała się do Instytutu z powodu swojego koloru skóry.  Te wiadomości załamały artystkę i zmiażdżyły jej poczucie własnej wartości. Ale to doświadczenie miało też swoje dobre strony – zniknęła małomiasteczkowa Eunice, a narodziła się nowa, świadoma i zaangażowana społecznie i politycznie Nina Simone.

Hymn naszych czasów?

Sinnerman” bardzo wyraźnie mówi o jakimś osobistym zamieszaniu, rozdarciu. Nie sposób nie utożsamić dramatycznej wymowy utworu z tym, co działo się przez lata w duszy Niny Simone.  W latach 60-tych artystka rzuciła się w działalność na rzecz praw obywatelskich i Czarnej Dumy („Black Pride”), a na początku lat 70-tych całkowicie odrzuciła społeczeństwo amerykańskie, poświęcając się działaniu na rzecz czarnych społeczności. Trucizna rasowej dyskryminacji wywarła na nią ogromny wpływ. W tym samym czasie to właśnie jej muzyka była sposobem na to, aby opowiedzieć surową i bezwzględną prawdę o generowanych przez społeczne tarcia emocjach. Zamiast tworzyć prostą narrację protestu czy buntu (choć napisała kilka przekonujących piosenek protestacyjnych), postanowiła na swój własny sposób zaśpiewać coś, co już istniało – potrzebowało tylko właściwej interpretacji. Jej „Sinnerman” przenosi nas w głąb innego świata: świata gorącej wiary religijnej, ale i bezwzględnej walki o przetrwanie w świecie pełnym wrogości i niebezpieczeństw.

Dlatego dziś patrzymy na ten utwór nie przez pryzmat chrześcijańskiego wychowania, ale jako na manifest. Na pełne goryczy wołanie o niesprawiedliwości, na jaka narażony jest grzesznik w świecie religii i czarnoskóry w świecie, który uważany jest za stworzony dla białych. To utwór wielki nie tylko muzycznie – to ponadczasowe dzieło, którego treść, przekazana przede wszystkim emocjami rozbrzmiewającymi we wspaniałym głosie Simone, ma nieść się i trafiać nie tylko do serc, ale także umysłów słuchaczy.

Gdy wsłuchujemy się w jeden z najpiękniejszych i najbarwniejszych damskich głosów na świecie, nie zapominajmy, że muzyka ma nie tylko napełniać nas radością – ma nieść emocje, które potrafią naprawić świat. I choć przez większość swojego życia Nina Simone była autentycznie wściekła na społeczeństwo, w którym żyje, być może trochę je jednak naprawiła – przez nasze uszy. Słuchajmy zatem często i z uwagą, a po akcesoria do słuchania zapraszamy do naszych salonów

Poprzedni
Powrót do aktualności
Następny

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: