Nienawidzi wywiadów, uważa, że sztuka istnieje tylko po to, żeby prowokować, a ostatnim polskim filmem, który zrobił na nim wrażenie była ,,Konopielka’’ z wczesnych lat 80. Jego filmy są surowe i w bezwstydny sposób obnażają najgorsze cechy Polaków, co nie przeszkadza im w przyciąganiu tłumów do kin. Czy tak samo będzie w przypadku „Wesela 2”, które dzisiaj wchodzi na ekrany kin? Zobaczymy. Przed Państwem czołowy polski turpista – Wojciech Smarzowski.
Film – najważniejsza ze sztuk
Chociaż Wojtek Smarzowski skończył studia (najpierw filmoznawcze Uniwersytecie Jagiellońskim, a później operatorskie PWSFTviT w Łodzi) na przełomie lat 80. i 90., bardzo długo musiał czekać na swój debiut filmowy z prawdziwego zdarzenia.
Nie na to liczył – kiedy zaczynał interesować się kinem na poważnie, w życiu społecznym nadal obowiązywało znane leninowskie powiedzenie „film – najważniejsza ze sztuk”. Gdy zaś kończył studia, postępująca transformacja ustrojowa była na etapie deprecjacji roli sztuki filmowej w społeczeństwie, co oznaczało, że szansa wkroczenia do prawdziwego kina wydawała się Smarzowskiemu coraz bardziej odległa. Żeby przeczekać kryzys, zaczął robić zdjęcia do filmów dokumentalnych i zajął się kręceniem teledysków.
Kręta droga do debiutu
Pierwsza iskierka nadziei na wybicie się wyżej rozbłysła przed nim w 1998 roku, kiedy zespół Myslovitz poprosił go o zrobienie klipu do piosenki To nie był „film’’. Smarzowski przyjął ofertę i była to doskonała decyzja – wkrótce na jego półce wylądował Fryderyk, najbardziej prestiżowa nagroda polskiej branży muzycznej.
W tym samym roku zaprezentował na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni swój eksperymentalny film „Małżowina”. Bohaterem obrazu jest 36-latek (zagrał go muzyk i poeta Marcin Świetlicki), który wynajmuje mieszkanie, aby odciąć się od całego świata i napisać książkę, a przedłużająca się izolacja oraz dziwne odgłosy zza ścian sprawiają, że zaczyna tracić zmysły. Film spotkał się z pozytywnymi recenzjami, jednak wkrótce przestano o nim mówić. Wniósł jednak do życia reżysera powiew nowej nadziei – nazwisko Smarzowski przestało być w polskim środowisku filmowym anonimowe, a wcześniej zamknięte drzwi zaczęły się powoli otwierać.
Weselny portret Polaków
Od roku 2000 do 2004 zajmował się różnymi rzeczami – m.in. napisał scenariusz do filmu Bogusława Lindy „Sezon na leszcza”, pracował przy realizacji serialu „Na Wspólnej’’ oraz zrobił obsypany nagrodami spektakl „Kuracja” dla TVP. Aż w końcu się udało – zdobył środki na nakręcenie swojego pełnometrażowego debiutu. „Wesele” weszło do kin w 2004 roku i z miejsca stało się jednych z najbardziej znaczących satyr na polskie społeczeństwo. A wyśmiani w nim Polacy wcale się nie obrazili, bo każdy znalazł w filmie coś dla siebie. Osoby, które poszły na komedię, dostały komedię. Te, które szukały prowokacji, dostały prowokację. Punkt zaczepienia znalazły dla siebie też osoby, które w kinie poszukują symbolizmu i refleksji. Wszyscy byli zadowoleni.
„Dom Zły’’ był zły. I bardzo dobry
Na kolejny film Smarzowskiego trzeba było czekać aż pięć lat. Ale warto było, bo jeszcze bardziej umocnił jego pozycję w branży. „Dom Zły’’ z 2009 roku to surowy obraz, którego nie da się zapomnieć. Jak napisał o nim po pokazie na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni Tadeusz Sobolewski z „Gazety Wyborczej’’: „Powiedzieć o nim: wstrząsający – to trochę za mało i jakby nie to. (...) Oglądamy świat zanurzony w błocie i gnojówce – dosłownie i w przenośni”.
Brutalne pranie polskich brudów na ekranie po raz kolejny przyniosło reżyserowi sukces. „Dom Zły’’ wygrał cztery Orły, nagrodę Srebrnej Żaby na festiwalu w Camerimage i trzy nagrody na wspomnianym wcześniej festiwalu w Gdyni.
Jeszcze więcej traumy, ale ze szczyptą miłości
Dwa lata po wstrząsającym „Domu Złym’’ Smarzowski opowiedział widzom historię o miłości. To nie była jednak typowa dla współczesnego polskiego kina cukierkowa miłość z żurnala, lecz trudna miłość w jeszcze trudniejszych czasach – tuż po zakończeniu II wojny światowej.
Sukces „Róży”, jej twórców i aktorów (Agata Kulesza, Marcin Dorociński), był ogromny – ekipa zdobyła wiele głównych nagród filmowych w kraju i za granicą, a polityczno-społeczne aspekty filmu zyskały uznanie zarówno lewicowych, jak i prawicowych krytyków.
Smarzowski idzie po funkcjonariuszy drogówki
Po tak dobrym odbiorze nie pozostało nic, tylko działać dalej – w 2012 roku na ekranach kin pojawiła się „Drogówka” z Bartłomiejem Topą, Marianem Dziędzielem, Marcinem Dorocińskim – humorystyczno-tragiczne spojrzenie na kondycję polskiej policji wyższego i niższego szczebla, ale i na kierowców, którzy codziennie przemierzają krajowe drogi i ulice. Film odniósł kolejny komercyjny sukces oraz zapewnił twórcom nowe statuetki na półkę z trofeami – dwa Orły i jednego Złotego Lwa.
Pilcha opowieść o alkoholizmie
Rok później do kin trafiła adaptacja książki Jerzego Pilcha „Pod Mocnym Aniołem’’ z mocną rolą Roberta Więckiewicza. Odarta z pilchowskiej nostalgii i liryzmu, surowa historia o pisarzu, który walczy z alkoholizmem, poznając historie innych uzależnionych, nie powtórzyła jednak wielkiego sukcesu poprzednich filmów Smarzowskiego, ale też nie spotkała się z mocną krytyką.
Film, który spodobał się prawicy i lewicy
W 2016 roku reżyser ponownie sięgnął po bolesny okres w historii Polski. „Wołyń” to dramat, którego scenariusz powstał na podstawie opowiadań Stanisława Srokowskiego oraz wspomnień świadków rzezi wołyńskiej, która miała miejsce w latach 1943–1944. Chociaż temat jest delikatny, Smarzowskiemu udało się przedstawić go w obiektywny sposób, jednocześnie ostrzegając przed niebezpieczeństwami radykalnego nacjonalizmu, za co zyskał uznanie krytyków, historyków i publicystów.
Tymczasem kolejne statuetki (w tym jeden Orzeł i trzy nagrody na festiwalu w Gdyni) dołączyły do niemałej już kolekcji dokonań twórcy i jego ekipy.
Uderzenie w Kościół Katolicki
W 2018 roku Wojtek Smarzowski wrócił do wytykania największych błędów i tak zwanych „narodowych cech’’ Polaków. Premiera „Kleru’’ była wydarzeniem głośnym, odzianym w skandale i momentem, w którym prawicowi i lewicowi krytycy przestali patrzeć na niego tak samo. Inne zdanie mieli widzowie, którzy masowo odwiedzali kina – według oficjalnych szacunków przychody z filmu przekroczyły 63 mln zł, a więc „Kler’’ znalazł się wśród najbardziej kasowych polskich produkcji po 1989 roku.
Czy „Wesele 2” pobije ten sukces? Wygląda na to, że ma na to dużą szansę.
Komentarze