Poprzedni
Następny

Rap, indie rock i kobiece metamorfozy. Płytowe premiery czerwca

Rapowe supergwiazdy, nieco przykurzeni herosi rocka oraz specjaliści od pisania wpadających w ucho piosenek – wszyscy oni (i nie tylko) znaleźli się w gronie artystów, którzy nagrali najciekawsze, naszym zdaniem, premierowe albumy czerwca.

Bowers & Wilkins 702 Signature

Hiphopowa śmietanka zza oceanu

Jeśli raper dostaje nagrodę Pulitzera, wiedz, że dzieje się coś niecodziennego. Taki zaszczyt spotkał kilka lat temu Kendricka Lamara, który dzięki albumowi „Damn” zdobył prestiżowe wyróżnienie w dziedzinie muzyki, które wcześniej było zarezerwowane wyłącznie dla przedstawicieli klasyki i jazzu. Po pięciu latach artysta wraca z płytą „Mr. Morale & The Big Steppers”, której premiera jest jednym z najważniejszych fonograficznych wydarzeń czerwca.

Tego samego dnia (3.06) debiutuje najnowszy krążek innej mega gwiazdy amerykańskiej sceny rapowej, czyli Post Malone’a. Jego dwa poprzednie albumy aż ociekały platyną, którą pokryły się w wielu krajach, na czele ze Stanami Zjednoczonymi, Wielką Brytanią i Australią. Jeśli chcesz trzymać rękę na pulsie współczesnego hip-hopu, nie możesz odpuścić sobie przesłuchania najnowszego dzieła Malone’a, noszącego tytuł „Twelve Carat Toothache”.

Brytyjski rock i okolice

Jest jednak taka możliwość, że od hiphopowych bitów znacznie milsze Twojemu uchu są rockowe gitary – w takiej sytuacji na pewno zainteresuje się płyta „Down By The River Thames” Liama Gallagera. To koncertowe post scriptum do wydanego w maju studyjnego albumu "C'mon You Know". Tym razem mamy szansę sprawdzić, jak radzi sobie na żywo były wokalista Oasis, zarówno w swych solowych piosenkach, jak i przebojach jednej z najpopularniejszych brytyjskich grup przełomu wieków.

Od kilku lat nic nowego nie nagrał inny kultowy zespół z Wysp, zwany Radiohead. Nie oznacza to jednak, że jego członkowie oddali się słodkiemu lenistwu, czego dowodem jest krążek „The Power Of The Dog” gitarzysty Jonny’ego Greenwooda, zawierający skomponowaną przez niego ścieżkę dźwiękową do filmu „Psie pazury” w reżyserii Jane Campion. Niech nominacja do Oscara posłuży za rekomendację do przesłuchania zawartości tej płyty.

Chwytliwie i melodyjnie

Gdyby ktoś szukał bardziej przystępnych muzycznych doznań, w połączeniu z polskim tekstem, powinien rzucić uchem na płytę „18 łez” grupy NoVela. W jej powstawaniu wzięli udział autor mnóstwa radiowych przebojów i były lider De Mono Marek Kościkiewicz oraz jeden z najbardziej uznanych polskich tekściarzy Marek Dutkiewicz. Ich wsparcie powinno być niczym mocny wiatr w żagle dla tej młodej warszawskiej formacji.

O rozpoznawalność nie musi obawiać się Vance Joy. Pochodzący z Australii wokalista i songwriter w 2013 roku wylansował mega hit „Riptide”, który zrobił z niego światową gwiazdę. Wprawdzie od tamtego czasu nie udało mu się powtórzyć tego sukcesu, ale może zmieni się to za sprawą jego najnowszej płyty „In Our Own Sweet Time”, będącej jego osobistym pamiętnikiem z czasu pandemii.

W podobnym stylu do Vance’a tworzy Brytyjczyk George Ezra – i również on właśnie wydaje swój trzeci studyjny album, zatytułowany „Gold Rush Kid”. O tym, że ten 29-latek ma talent do pisania chwytliwych melodii, nie trzeba przekonywać nikogo, kto słyszał takie utwory, jak „Budapest”, „Barcelona”, „Blame It On Me” czy „Shotgun”. Wokalista ma wyraźną słabość do piosenek z nazwami miast w tytułach – na nowej płycie opiewa stolicę Filipin Manilę.

Polska młodzież i guru alternatywy

Światowej sławy dwóm ostatnim panom mógłby pozazdrościć Dawid Tyszkowski. Jest on właściwie anonimowy nawet dla polskich fanów, ale to może się wkrótce zmienić za sprawą jego debiutanckiej EP-ki „Nadal nie śpię”. Zawiera ona tylko pięć piosenek, ale to wystarczy, by odkryć potencjał drzemiący z tym młodzieńcu z gitarą, który ma szansę stać się trzecim sławnym Dawidem na polskiej scenie muzycznej (po Podsiadle i Kwiatkowskim).

Na miano legendy tej sceny – choć w zupełnie innym gatunku – zasługuje z pewnością Tomasz Budzyński. Razem z zespołem Armia od prawie 40 lat podbija serca i umysły fanów undergroundowego rocka, a ewangelizacyjne treści przekazuje w formacji 2Tm2,3. Ostatnio wena twórcza popchnęła go do nagrania solowej płyty, która nosi tytuł „Pod wulkanem”. Folkowego klimatu nowych utworom dodają takie instrumenty, jak akordeon i waltornia, a dodatkowym smaczkiem jest fakt, że w tworzeniu materiału i nagraniach ważną rolę pełnił grający na gitarze syn „Budzego”, Stanisław.

Szeroko pojęty indie rock z elementami folku to także domena brytyjskiego zespołu Foals. Na nowym albumie „Life Is Yours” sięgnął on m.in. po brzmienia charakterystyczne dla gorącej, zachodniej Afryki – choć próby i nagrania odbywały się w znacznie chłodniejszym Londynie. W nowej muzyce Anglików słychać wielki optymizm i zaraźliwy wręcz entuzjazm, warto więc sobie włączyć tę płytę, gdy nieco brakuje nam energii i chęci do życia.  

Kobieta zmienną jest

W czerwcu nowe krążki wydają również trzy panie o ustalonej pozycji na muzycznej scenie. Pierwsza z nich to Szwedka Lykke Li. Wokalistka kojarzona z muzyką klubową z dużą zawartością elektroniki tym razem pokazuje się w bardziej intymnej odsłonie – i to dosłownie „pokazuje”, bo jej nowe dzieło to audiowizualny album „EYEYE”, nagrany w zaciszu sypialni w Los Angeles. Gdyby ktoś w związku z tym liczył na jakieś pikantne ujęcia, może się zawieść, bowiem muzyce towarzyszą raczej abstrakcyjne wizualizacje.

Zupełnie nową stronę swej natury prezentuje także Kanadyjka Alanis Morissette, znana z wielkich radiowych hitów lat 90., takich jak „Ironic”, „You Ougtha Know” czy „Hand in My Pocket”. Tym razem żadnych przebojów nie będzie, bowiem „The Storm Before The Calm” to zestaw 11 medytacji prowadzonych przez tę niegdyś wielką gwiazdę piosenki. Na zachętę Alanis opublikowała pierwszy utwór z płyty, noszący tytuł „Bezpieczeństwo – empatia w raju”.

Przebojów nie brakuje natomiast na najnowszym albumie innej Szwedki, Neneh Cherry. Nosi on tytuł „Versions” i zawiera przeróbki i remiksy utworów, które przyniosły jej światowy rozgłos. Bodaj najpopularniejszy z nich, „Manchild”, znalazł się tutaj dwukrotnie – jedną z wersji zaśpiewała Sia, a drugą Kelsey Lu. Jest tu też piosenka „Woman” w wykonaniu ANOHNI oraz „Buffalo Stance” w interpretacji Robyn.



Poprzedni
Powrót do aktualności
Następny

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: