Nie od dziś wiadomo, że artyści lubią lać wodę w tekstach swoich utworów. Często wychodzą z tego historie o niczym, ale czasem słowa układają się w jakieś zgrabne opowieści, na przykład o tematyce rzecznej. Poniżej kilka przykładów.
Większość z nas już w dzieciństwie zmuszano do śpiewania piosenki o tym, że „płynie Wisła płynie po polskiej krainie, a dopóki płynie, Polska nie zaginie”. Gdy jednak dorośliśmy, ten patriotyczny przebój z podstawówki na ogół przestał gościć w głośnikach naszego sprzętu stereo, dlatego nie będziemy mu tu poświęcać za wiele uwagi.
Inne hity znad Wisły
Znacznie więcej rozkoszy uszom fanów dobrej muzyki może przynieść utwór „Czas jak rzeka” w wykonaniu Czesława Niemena, rozpoczynający się od poetyckich wersów: „Gdzie modra rzeka niesie wody swe, tam słońca blask ujrzałem pierwszy raz”. Artysta – którego prawdziwe nazwisko brzmiało Wydrzycki – musiał mieć szczególny sentyment do rzeki, nad którą się wychował, skoro od jej nazwy wziął swój sceniczny pseudonim.
Metaforycznie potraktował temat Tomasz Lipiński w przeboju polskiego rocka alternatywnego lat 80. „Rzeka miłości, morze radości, ocean szczęścia” zespołu Tilt. Wiadomo, że nie chodzi tu o żaden konkretny zbiornik wodny, lecz o ogrom pozytywnych uczuć, jaki obiecuje swojemu towarzyszowi (lub towarzyszce) podmiot liryczny tego utworu.
Wrażliwe dusze rockmanów
Całe mnóstwo – żeby nie powiedzieć: ocean – piosenek z rzeką w tytule mają nam do zaoferowania archiwa zagranicznej muzyki popularnej wszelakich odmian. Zagorzały rockman Bruce Springsteen nad rzeką osadził akcję swojej przebojowej ballady, która w dodatku dała tytuł całemu albumowi „The River”. To opowieść o dwojgu ludzi, którzy właśnie nad rzeką przeżywali najbardziej wzniosłe i najtragiczniejsze wydarzenia w swoim życiu.
Nad rzeką, i to szaloną, rozgrywa się także historia opowiedziana przez Robbiego Robertsona w piosence „Somewhere Down the Crazy River”. To jeden z tych utworów, które – jeśli poświęcimy im wystarczająco dużo uwagi – potrafią nas przenieść w zaczarowany świat utkany wyłącznie z dźwięków. Najlepiej słuchać go z zamkniętymi oczami i w dobrych słuchawkach na uszach – wtedy pod powiekami pojawi się obraz egzotycznego miejsca, gdzie noc jest zbyt gorąca, by spać i gdzie dzieją się rzeczy z pogranicza rzeczywistości i magii.
Potop popu
Zupełnie innych wrażeń estetycznych możemy się spodziewać po przeboju „Rivers of Babylon” w wykonaniu zespołu Boney M. Choć w nim też jest mowa o odległych krainach, to do kontemplacji zachęca co najwyżej pierwsze kilkanaście sekund piosenki, wypełnionych szumem morza i mruczaną wokalizą. Potem najlepiej przekręcić gałkę głośności we wzmacniaczu o kilka stopni w prawo i ruszyć do tańca w rytm dobywających się z głośników dźwięków jednego z największych dyskotekowych przebojów lat 70.
Gdy już nieco zmęczymy się tym pląsaniem, warto odsapnąć na chwilę w wygodnym fotelu, za tło muzyczne mając utwór „Cry Me a River” śpiewany przez Justina Timberlake'a. Tu znów mamy do czynienia z metaforą, bo tytułowa rzeka odnosi się do ilości łez, jakie musi wylać z siebie kochanek ze złamanym sercem. Piosenka trwa niecałe pięć minut, a więc w sam raz tyle, ile potrzeba, by nabrać sił przed kolejnym kawałkiem, który poderwie nas na równe nogi.
Strumienie świadomości i refleksji
A jest nim „River of Dreams” Billy'ego Joela. Ten amerykański wokalista i pianista do perfekcji opanował sztukę pisania chwytających za serce ballad, co nie oznacza, że nie radzi sobie również z wesołymi i skocznymi utworami, takimi jak ten. Pojawiająca się w tytule „rzeka ze snów” jest miejscem, w które artysta udaje się w poszukiwaniu sensu istnienia, przemierzając po drodze „dolinę lęku”. Tak więc w lekkiej muzycznej formie Billy przemyca tu garść całkiem niegłupich życiowych refleksji.
Sporo refleksji, choć zdecydowanie bardziej ponurych, znajdziemy także w utworze „River of Deceit” formacji Mad Season. Ta grunge’owa supergrupa, mająca w składzie m.in. muzyków zespołów Alice In Chains i Pearl Jam, nagrała tylko jedną płytę, wypełnioną w większości bolesnymi tekstami o ludzkim przemijaniu i nieprawościach tego świata. W tym kawałku mowa jest o „rzece oszustwa”, która zabiera wszystko ku otchłani wraz ze swym nurtem. Można jedynie w niej utonąć lub zrzucić z siebie skórę i w takiej totalnie nagiej postaci popłynąć do brzegu.
Słodko-gorzki duet
Żeby nie było tak smutno, playlistę zamykamy starym hitem Tiny Turner „River Deep, Moutain High”. Wokalistka nagrała go w połowie lat 60. w duecie ze swym mężem Ikem, z którym łączyła ją równie gorąca, co burzliwa relacja. „Głęboka rzeka” i „wysoka góra” są tutaj metaforą ogromu miłości łączącej kochanków, choć – biorąc pod uwagę to, co dziś wiemy o poczynaniach krewkiego Ike’a – można to interpretować także, jako bezbrzeżną rozpacz i szczyty cierpienia, jakie u jego boku przeżywała Tina. Czyli w sumie też wyszło nie za wesoło.
***
Aby rozpacz nie towarzyszyła Ci przy słuchaniu Twoich ulubionych piosenek, a dźwięki płynące z głośników lub słuchawek czule pieściły Twoje uszy, powinieneś dysponować sprzętem audio wysokiej jakości – czyli właśnie takim, jaki w swej ofercie ma sieć salonów Top Hi-Fi & Video Design. Spytaj o radę jednego z naszych Ekspertów Dobrego Brzmienia, on na pewno pomoże Ci wybrać sprzęt odpowiadający Twoim gustom i zasobności Twojego portfela!
Czytaj więcej o muzyce i filmie:
- Carlos Santana i Brian May – dwaj mistrzowie gitarowego rzemiosła
- Gra o Tron: Ród Smoka – 8 rzeczy, których nie wiecie o serialu HBO Max
Dowiedz się więcej o sprzęcie audio i uczyń słuchanie muzyki jeszcze przyjemniejszym:
- [Wideo] Nowa seria 700 S3 Bowers & Wilkins – prezentacja zmian, napisy PL | Top Hi-Fi
- Rotel A14 MkII vs Hegel H95 – Top Pojedynki/porównanie
Komentarze