Poprzedni
Następny

Perły z lamusa: „Hotel California”, The Eagles. Słoneczne wakacje w piekle

Średnia ocen: 3
(5 ocen) 0 komentarzy

Ponieważ jesień jeszcze rozpieszcza nas słońcem, postanowiliśmy przenieść się w czasie i przestrzeni – do słonecznej i szczęśliwej Kalifornii końca lat siedemdziesiątych. Ale czy faktycznie jest tam pięknie i radośnie, czy jest w tym wszystkim może jednak solidna dawka jesiennej depresji? Sprawdźmy!

The Eagles

(fot. jeaneeem, na bazie licencji Creative Commons Attribution 2.0 Generic)

Ponadczasowy przebój The Eagles, „Hotel California”, jest często postrzegany jako piosenka o błogim spokoju – wszak opisywany hotel to „takie przecudowne miejsce” („Sucha lovely place”). Jednak historie, które zainspirowały tekst tego utworu nie należą do najbardziej radosnych, a sama interpretacja tych spokojnie i nastrojowo wyśpiewywanych słów też nie nastraja szczególnie optymistycznie.

Podróż do piekła?

Ten kontrowersyjny tekst opowiada o doświadczeniu człowieka, który przybywa – wyczerpany długą podróżą – do hotelu, w którym pierwsze, co czuje, to dyskretny zapach marihuany („colitas”). Mężczyzna jest następnie przywitany przez tajemnicza i atrakcyjną kobietę, która oświetla mu drogę przez korytarz światłem świecy. Z mroków hotelowego korytarza słychać powitalne szepty niezidentyfikowanych lokatorów… Sam bohater zastanawia się, czy miejsce to okaże się niebiańskie, czy też może czeka go piekielna niespodzianka. Ale surrealistyczne otoczenie i tajemnicze szepty zdają się zapowiadać katastrofę – okazuje się, że wszyscy niewidzialni goście są więźniami Hotelu California i raczej nie mają z niego żadnej drogi ucieczki. Choć pozornie trwa tu zabawa, niekończąca się rozkosz lenistwa i relaksu – te wakacje zapowiadają się na całą wieczność. Ta historia, opowiedziana zgrabnym tekstem autorstwa (głównie) Glenna Freya, jest oczywiście przejmującą metaforą. Opowiada o życiu w świecie blasku i blichtru – tylko pozornie szczęśliwym.

Można powiedzieć, że to piosenka o utracie niewinności. To taka nasza interpretacja high-life w Los Angeles. To w zasadzie tekst o mrocznej zgniliźnie amerykańskiego snu i o pewnym przesycie, wszechobecnym w Ameryce – sporo o nim przecież wiemy – opowiadał o znaczeniu tekstu Don Henley.

To także Henley wymyślił tytuł piosenki. Zespół często stacjonował w hotelu Beverly Hills i to hotelowe życie – pełne blasku, ale czasem również niespiesznie toczące się obok – zainspirowało pomysł.

Życie w krzywym zwierciadle

O pułapkach codzienności muzycy The Eagles wiedzieli sporo – z tym w końcu wiąże się bycie gwiazdą rocka w latach siedemdziesiątych. Co prawda, gdy mowa o szaleństwach członków rozmaitych grup, słyszymy raczej o ekscesach w wykonaniu członków Led Zeppelin, Black Sabbath, czy The Who, ale gitarzysta The Eagles, Joe Walsh dzielnie dotrzymywał im kroku. Znany był ze sprawiania kłopotów w hotelach i restauracjach, a koledzy z zespołu często na próżno usiłowali hamować jego destrukcyjne zapędy.

Mieszkałem w różnych hotelach i często pozostawiałem po sobie ruinę, łącznie z rozwalonymi ścianami. Nie obchodziło mnie nic, za wszystko płacili moi księgowi – wyznawał rozbrajająco Joe Walsh. Te słowa stały się zresztą częścią jego piosenki „Life’s Been Good”.  Sława i chwała nierzadko prowadzą przecież do moralnej zgnilizny. Słynna jest historia o tym, jak Joe Walsh do spółki z Johnem Belushim („Blues Brothers”) zdemolowali w Chicago hotel Astor Towers. Rachunek za szkody wyniósł prawie trzydzieści tysięcy dolarów. Zepsucie postępowało.

Glenn Frey i Don Henley co prawda tolerowali destrukcyjny wpływ Walsha na przebieg tras koncertowych zespołu, ale gdy w końcu zdarzyła się okazja, by napisać, co znaczyło dla nich życie w drodze, wykorzystali te doświadczenia i opisali lirycznie właśnie w utworze „Hotel California”. Amerykańska zgnilizna moralna chyba jednak dała im się porządnie we znaki.

Wąż w rajskim ogrodzie

Drugi gitarzysta The Eagles, Don Felder, podczas komponowania utworu miał za zadanie nagranie instrumentalnych fragmentów na taśmę i przekazanie ich Freyowi i Henleyowi. Nagrywał wszystko we własnym w domu, który położony jest w kanionie Topanga, w Los Angeles – to idylliczna okolica, słynna z domów gwiazd. Zdaniem niektórych, to prawdziwy raj na ziemi. Nagrania spoczywały bezpiecznie w gabinecie, gdy przebywający w trasie koncertowej Felder odebrał telefon od swojej żony, Susan.

Była to dość krótka rozmowa, bo małżonka rzuciła w słuchawkę krótkie „Przeprowadzamy się!”. Okazało się, że Susan, która niedawno została matką, leżała na kocu w ogrodzie wraz z noworodkiem, gdy zorientowała się, że obok główki dziecka znajduje się gniazdo grzechotników. Spakowała się zatem i uciekła z dzieckiem nad ocean, do Malibu.

Tęskniący za rodziną Felder był wstrząśnięty tą opowieścią, ale korzystnym ubocznym skutkiem tego wydarzenia jest jego podejście do porzuconych wcześniej nagrań. Myśl o napięciu, jakie kreuje w wyobraźni obraz węża w rajskim ogrodzie, powoli skradającego się ku niewinnej ofierze, zainspirowała go do przełożenia wszystkich kłębiących się w nim uczuć na muzykę. Powstało coś, co koledzy z zespołu uznali za „zagrane powolnie rockowe flamenco” i „syntezę wszystkich muzycznych stylów”. Dysonans, jaki powstał w tej kompozycji zainspirował zatem roboczy tytuł piosenki – dość ironiczny, a zarazem oddający wszystkie jej sprzeczności, zarówno liryczne jak i muzyczne – „Mexican Reggae”. Tak zresztą panowie z The Eagles roboczo nazwali gatunek muzyczny, który właśnie na chwilę wprowadzili na salony.

Hotel California – idylla w piekle

Za ostateczny muzyczny kształt przeboju odpowiedzialny jest Don Felder, który na dłuższy czas pozostał z rodziną w wyżej wspomnianym domku na plaży w Malibu. – Pamiętam, że siedziałem w salonie w jakiś piękny lipcowy dzień, z szeroko otwartymi drzwiami na taras. Byłem jeszcze cały mokry, w kąpielówkach, patrzyłem na ocean i myślałem tylko o tym, że świat jest cudownym miejscem. Miałem przy sobie gitarę akustyczną i zacząłem sobie po prostu mruczeć, a pełne akordy „Hotel California” po prostu się ze mnie wylały – opowiadał Felder.

Muzyk musiał być faktycznie odprężony i płynący na fali nagłej inspiracji. Gdy rok później doszło w końcu do sesji nagraniowej, nastąpiło lekkie zamieszanie. Gdy Felder i Walsh zaczęli pracować nad zarejestrowaniem partii gitarowych, coś zaczęło iść nie tak. Dziwne i obce dźwięki zwróciły nawet uwagę Dona Henleya, który zaczął domagać się od Feldera, by zagrał wszystko „tak, jak na demo”. Tymczasem…

Trochę zgłupiałem, bo głównym problemem było to, że zrobiłem to demo rok wcześniej; nawet nie mogłem sobie przypomnieć, co na nim było! Sprawę dodatkowo komplikował fakt, że taśma, o której mowa, znajdowała się na drugim końcu kraju – w Los Angeles. Musieliśmy improwizować… Ostatecznie zadzwoniliśmy do gospodyni domu w Malibu, która wzięła taśmę z nagranymi akordami, włożyła ją do magnetofonu i trzymała słuchawkę telefonu przy głośniku. z telefonem trzymanym przy głośniku. Było to wystarczająco blisko wspomnianego demo, by uszczęśliwić Dona… – wyznał Felder w jednym z licznych wywiadów.

Okazuje się, że zamieszanie i improwizacja może zapewnić gigantyczny sukces. „Hotel California” stał się ikoną swojej epoki i przez lata utrzymał swoją niebywałą popularność.  Piosenka odniosła taki sukces, że w 1977 roku Krążek „Hotel California” zdobył nagrodę Grammy za najlepszy album roku. Singiel znalazł się również na szczycie listy przebojów Billboard Hot 100, a Amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Nagraniowego przyznało mu złoty album za sprzedaż ponad 1 miliona egzemplarzy w tym roku. Od czasu wydania, sprzedało się ponad 16 milionów egzemplarzy płyty – i to licząc tylko sprzedaż w Stanach Zjednoczonych.

Zatrzymajmy się dziś zatem na chwilę i posłuchajmy słonecznego przeboju, nie zapominając jednak o kładących się na życiu cieniach. To chyba idealny plan na jesienne popołudnie.

 

Poprzedni
Powrót do aktualności
Następny
3
Ocena:
Średnia ocen: 3

(5 ocen)

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: