Poprzedni
Następny

Perły z lamusa: „Africa", Toto

Jak powstają największe hity? Kilka razy poszukiwaliśmy już odpowiedzi na to pytanie, dziś znajdujemy ja ponownie, studiując historię narodzin utworu, który elektryzuje nas tak samo, jak zelektryzował setki tysięcy słuchaczy w latach osiemdziesiątych. „Africa” zespołu Toto, jest wynikiem połączenia w jedno determinacji, idei i talentu niezwykłych artystów, którzy nagle znaleźli się w kłopotliwej sytuacji…

Powołanie do życia zespołu Toto z LA było zdarzeniem dość niesamowitym. Zgromadzenie w jeden zespół tak znanych i znakomitych artystów przykuło sporo uwagi. W 1977 roku klawiszowiec David Paich był już zdobywcą nagrody Emmy za najlepszą piosenkę, napisaną do odcinka serialu telewizyjnego „Ironside”, a także laureatem Grammy Award dla najlepszej piosenki R&B za współtworzenie hitu #1 "Lowdown" z Bozem Scaggsem. Główny gitarzysta TOTO, Steve Lukather, był już uważany za cudowne dziecko świata muzyki i jednego z najbardziej poszukiwanych muzyków sesyjnych – grał podczas nagrań i koncertów dla takich artystów jak Aretha Franklin, Tommy Bolan, Diana Ross i Boz Scaggs. Perkusista Jeff Porcaro i jego brat, klawiszowiec Steve Porcaro byli również bardzo cenionymi muzykami sesyjnymi. Basista David Hungate i główny wokalista zespołu, Bobby Kimball, dopełnili idealnie potencjalnie gwiazdorską grupę, która wydawała się celować w jedno: zdominowanie przemysłu muzycznego. Sukces wydawał się absolutnie pewny, bo moc zespołu była naprawdę wielka – technicznie i artystycznie.

Wzloty i upadki

Nikogo nie zdziwiło zatem, że wydany w 1978 roku debiutancki album zespołu, zatytułowany po prostu „Toto” idealnie odzwierciedlał złoty rodowód członków zespołu i sprzedał się w imponującej liczbie dwóch milionów sztuk w samych Stanach Zjednoczonych. Hitem z tego albumu okazała się piosenka „Hold The Line”, która wskoczyła na piąte miejsce list przebojów w USA.

Ponieważ sukces był spory, a fani niecierpliwie oczekiwali nowego materiału, zespół wydał zaledwie rok później kolejny album. Niestety, okazało się, że pośpiech chyba nie przysłużył się muzykom - „Hydra” nie zdołała powtórzyć sukcesu debiutanckiego krążka.  Panowie wydłużyli zatem fanom czas oczekiwania na trzecią płytę – album „Turn Back” ukazał się w 1981 roku i okazał się – zwłaszcza w perspektywie sporych oczekiwań – porażką.

Zespół stanął pod ścianą. Szefowie wytwórni Columbia Records nie ukrywali złości. Ich czarny koń okazał się farbowanym kucykiem. Columbia poważnie rozważała zakończenie współpracy z Toto, ale zdecydowano, że grupie tego kalibru należy się ostatnia szansa. Artyści wzięli się zatem do katorżniczej pracy, która zaowocowała wydaniem w 1982 roku albumu „Toto IV”, na którym pojawił się też utwór „Africa”. Efekt? Świat oszalał.

Platynowe Toto

Toto IV” wygenerował potrójną platynę i zagwarantował zespołowi pojawienie się na szczytach list przebojów. Jednak sukcesu wcale nie zapoczątkowała „Africa”. Uwaga zespołu i wytwórni skupiona była przede wszystkim na promującym płytę singlu „Rosanna”. Warto zresztą wiedzieć, że był to kawałek, który ledwo co znalazł się na finałowej liście utworów zaplanowanych dla czwartego albumu. Tymczasem okazało się, że jest to utwór, który błyskawicznie trafił na drugie miejsce prestiżowej listy Billboard Hot 100 i utrzymywał tę pozycje przez oszałamiające pięć tygodni. Piosenka trzymała się też mocno w pierwszych dziesiątkach list przebojów w Kanadzie, Holandii. Norwegii, Afryce Południowej oraz Szwajcarii.  

Cel zespołu został osiągnięty. Okazało się jednak, że wcale nie w pełni, bo dopiero drugi singiel z płyty – „Africa” – wywołał szał, o jaki chodzi chyba każdemu zespołowi muzycznemu.

Z Hollywood do Afryki

Jako dziecko, zawsze byłem zafascynowany Afryką. Kochałem filmy o doktorze Livingstone i misjonarzach. Chodziłem do szkoły katolickiej dla chłopców, a wielu nauczycieli wykonywało pracę misyjną w Afryce. Opowiadali nam o tym, jak błogosławią mieszkańców wioski, ich Biblię, ich książki, ich plony, a kiedy padało, błogosławili deszcz. To właśnie z tych wspomnień wziął się wers „błogosławię deszcze w Afryce” – opowiadał piosenkarz David Paich podczas wywiadu udzielonego gazecie The Guardian w 2018 roku.

Koncepcja utworu została jednak w największym stopniu zainspirowana częstym przeglądaniem przez Davida numerów magazynu National Geographic oraz obejrzanym przez niego w telewizji filmem dokumentalnym o ludzkim cierpieniu w Afryce, który oglądał – jak wspomina – do późnej nocy. Jednak jego fascynacja początkowo nie spotkała się z pełnym zrozumieniem członków zespołu. Szczególnie krytyczny okazał się gitarzysta Steve Lukather. Gdy Paich przedstawił swój materiał i całą koncepcję, Steve był wyjątkowo zgryźliwy.

Powiedziałem, że jeśli to będzie hit, to przebiegnę się nago po Hollywood Boulevard. Uważałem, że piosenka ma genialną melodię, ale pamiętam, że słuchałem tekstu i nie ogarniałem. Zapytałem zatem „Dave, człowieku, Afryka? Jesteśmy z północnego Hollywood! O czym ty, kurwa, piszesz?! I bless the rain down in Africa? Czy ty jesteś Jezusem, Dave?” – wspominał Lukather w wywiadzie dla The Guardian.

Pomimo krytycznych uwag, Dave postawił na swoim. Dziś nikt już nie zaneguje słuszności tego posunięcia. Materiał został klepnięty i David zaczął eksperymentować w swoim salonie z najnowocześniejszym syntezatorem CS-80. Odkrył bowiem, że instrument ten może symulować efekt ręcznie robionego fletu, który pasuje do afrykańskiej atmosfery, jaką Paich chciał wykreować w tym utworze. W tym czasie Steve Porcaro pracował z różnymi sprzętami studyjnymi, aby uzyskać brzmienie kalimby, podczas gdy jego brat Jeff zaczął komponować pętlę instrumentalną z egzotyczną perkusją, która nadała piosence rytmiczną linię „afrykańskiego groove”. Była to tak złożona aranżacja, że do dziś uważa się, iż tylko zespół z tak genialnym zestawem muzyków jak Toto mógł ją wyprodukować. Nagranie studyjne ma jeszcze jeden smaczek – dodatkową gitarę i chórki zrobił tu członek innego zespołu kojarzonego mocno z Kalifornią, czyli Timothy B Schmit z The Eagles.

Wkurzony Steve, zachwycona publiczność

Wątpliwości Lukathera dotyczące utworu „Africa” nie miały przełożenie na rzeczywistość, co nie oznacza jednak, że gitarzysta pałał do piosenki szczególnym uczuciem. Na domiar złego trzeba było nakręcić klip do utworu i była to czara goryczy, z której Steve pił wyjątkowo niechętnie.

Teledysk został wyreżyserowany przez Steve'a Barrona. Widzimy w nim siedzącego w bibliotece badacza (w tej roli David Paich), który próbuje dopasować fragment obrazka do książki, z której został wyrwany. Zwraca na niego uwagę bibliotekarka (Jenny Douglas-McRae) pracująca przy biurku, podczas gdy tubylcy z okolicznej dżungli zaczynają się gromadzić w bibliotece. Sami zresztą zobaczmy, co dzieje się w tym filmie, który zdenerwował Steve’a Lukathera.

Potem nagraliśmy to wideo, które było tak tandetne i obciachowe! Zbudowali tę scenę, która wyglądała jak kupa gigantycznych książek i postawili nas na niej. Chyba nawet w klipie widać, jak się śmieję. Generalnie nienawidziłem kręcenia klipów i nienawidzę też teraz lat osiemdziesiątych za to, że miałem wtedy tę idiotyczną fryzurę. No i byłem wściekły przez to, że włożyli na nas te ubrania, które sprawiły, że wyglądaliśmy androginicznie. Nie byliśmy przecież takim zespołem! Na okładce singla mam zresztą spojrzenie, które mówi "Zabiję cię". Ale prawda jest taka, że teraz muszę tu siedzieć i ugryźć się w język, bo „Africa” stała się wręcz hymnem i jestem z tego powodu bardzo dumny z Davida – wspominał Lukather w 2018 roku.

Lukather nazywał często ten utwór „piosenką z dziką kartą”, ponieważ bardzo różniła się ona od wszystkiego, co wcześniej zrobili muzycy, a to śmiała decyzja zespołu, by wydać tę piosenkę jako drugi singiel w tak przełomowym czasie w ich karierze, okazała się genialnym posunięciem. „Africa” przebiła bowiem hit „Rosanna”, zdobywając pierwsze miejsce na liście Billboard Hot 100 w 1983 roku, a także stała się przebojem numer jeden w Kanadzie. Znalazła się na trzecim miejscu w Wielkiej Brytanii, a w pierwszej dziesiątce w Irlandii, Australii, Belgii, Holandii, Nowej Zelandii, Austrii i Szwajcarii. Świat oszalał na punkcie „tandetnego hiciorka”.

Z kronikarskiego obowiązku trzeba tu dodać, że Steve Lukather nigdy nie wywiązał się ze swojej obietnicy złożonej w związku z wydaniem piosenki „Africa”. – Ludzie często mówili mi rzeczy w stylu „Nienawidzę tej pieprzonej piosenki”. Ja też czasem jej nienawidzę – w końcu gram ją od 1982 roku.  Ale przepracowałem swoją nienawiść i to było dla mnie bardzo dobre. Jesteśmy teraz bardzo szczęśliwi, mamy nową młodą publiczność. To wszystko dzięki tym wszystkim chłopakom od muzyki elektronicznej, którzy naszym kawałkiem często zamykają swoje sety. W końcu ten hit naprawdę dobrze wypada ze Skrillexem! – wspomina Steve podczas wywiadu dla The Guardian.

Nigdy nie pobiegłem nago po Hollywood Boulevard. A w dzisiejszych czasach byłbym szczęśliwy, gdybym mógł cały choćby przekuśtykać! – śmiał się artysta. Być może nieco dramatyzował, udzielając wywiadu miał przecież zaledwie sześćdziesiąt lat. Być może kiedyś podejmie jeszcze wyzwanie. Miałoby to sens, bowiem hit nie tylko był niezwykle żywotny w latach osiemdziesiątych, ale do dziś jest uwielbiany, słuchamy, miksowany i przerabiany.

Afryka wiecznie żywa

Magazyn Rolling Stone uczynił z tego utworu swoją sztandarową piosenkę w 2018 roku i poświęcił jej cały felieton, w którym napisano: „To właściwie nowe „Don't Stop Believin” – wyjątkowo obciachowy klasyk z lat osiemdziesiątych, który w ostatnich latach stał się ponownie dziwnie popularny, ukochany przez hipsterów i siedzące w domu matki oraz każdego, głuchego na dźwięki piosenkarza karaoke krzyczącego I bless the rain down in Africa! Kochasz to albo nienawidzisz, pewnie nawet dziś to słyszałeś. Usłyszysz to pewnie też jutro. Ta cholerna piosenka podąża za tobą wszędzie!”. Pomimo ironicznego tonu, to naprawdę hołd dla najlepszego utworu Toto.

Dziennikarze mają też rację w kwestii tego, jak często kawałek „Africa” może wpaść w ucho zwykłemu człowiekowi. Od lat osiemdziesiątych utwór inspiruje licznych twórców – nie tylko muzyków. Warto zatem przyjrzeć się najważniejszym popkulturowym odniesieniom do tego hitu.

Pierwszym artystą, który wysamplował elementy melodii „Africa” i użył ich w swojej piosence, był w 1999 roku NAS. Zapoczątkował tym samym dość wszechogarniającą falę, bo pokazał, że ta właśnie kompozycja idealnie nadaje się do przeróbek w każdym możliwym stylu.

Z doświadczenia rapera skorzystał też trzy lata później jego kolega po fachu, Ja Rule. Artysta wysamplował linię syntezatorów i bity z „Africa”. Utwór zainteresował też kolejnego przedstawiciela sceny rap – Xzibita, ale jeśli trzeba wybrać któreś wykonanie, to my postawimy raczej na Ja Rule’a. Ciekawostka – w teledysku zobaczymy Patricka Swayze.

Nie mówmy jednak tylko o pozytywach, bo jeśli chcemy posłuchać zaiste tandetnego wykonania, to za takie uważane jest przez wielu „dzieło” pewnego młodego muzyka. Howie Day odarł w 2000 roku utwór z godności, ograniczając się tylko do wokalu i gitary akustycznej. Wywrzaskiwany refren nie pomaga tej wersji wcale, a wcale…

Jak „Africa” brzmi w bardziej punkowej wersji? Sprawdził to zespół Quietdrive w 2011 roku. Wokaliście brak nieco pożądanej energii, ale efekt jest całkiem przyjemny.

Przejdźmy jednak do prawdziwych majstersztyków – trzy nagrania już zostały okrzyknięte najlepszymi wyrazami szacunku dla Toto i hołdem dla hymnu lat osiemdziesiątych. Pierwsze, to pojawienie się piosenki w kultowej serii animowanej – „Family Guy”.

Utwór wystąpił w honorowej roli w 2012 roku, w odcinku zatytułowanym „Internal Affairs” widzowie dowiadują się, że Joe i Bonnie Swanson poznali się, gdy ona tańczyła w klubie ze striptizem. Jej sztandarową piosnką była właśnie „Africa”. Ponieważ walczą o uratowanie swojego małżeństwa okazuje się, że utwór Toto odgrywa kluczową rolę w ponownym zbliżeniu ich do siebie. Fani znają, inni niech popatrzą!

Steve Lukather dostał spazmów ze śmiechu oglądając we własnym domu, na fotelu odcinek serialu „South Park”, którego jest zdecydowanym fanem. – Siedziałem i oglądałem serial i nagle pojawiła się ta postać. Po chwili zdałem sobie sprawę, że to ja – z kozią bródką, trzymający gitarę i grający „Africa”. Śmiałem się przez godzinę i zadzwoniłem do zespołu – wspominał ten wieczór muzyk.

Niestety, ze względu na prawa autorskie w Polsce dostępna jest tylko skrócona wersja tego występu – nawet bródkę dostrzec ciężko…

I na koniec absolutny hit. Jimmy Fallon, słynny ze swoich fantastycznych przeróbek wykonywanych na potrzeby programu „Late Night with Jimmy Fallon”, postawił w przypadku hitu Toto na współpracę ze słynącym ze znakomitego poczucia humoru artystą. Efekty? Duet Fallon & Timberlake z pewnością dołożył całkiem sporą cegiełkę do budowania nieśmiertelności tego utworu. Zapraszamy na letni obóz!

I na koniec ostatni smaczek. Piosenkę „Africa” zespół Toto zagrał na odpowiednim kontynencie dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych! Był to też pierwszy wyjazd Dave’a na Czarny Ląd.

–  Pod koniec lat 90. zagraliśmy wreszcie w Afryce, występując w Kapsztadzie i Johannesburgu. Pojechałem wtedy nawet na safari do rezerwatu. Ludzie, z którymi spotkałem się w Afryce pytali często, kiedy byłem ostatni raz w Afryce. Przyznałem, że nigdy wcześniej tam nie byłem. Byli zdumieni i za każdym razem mówili „Ale ty tak pięknie to wszystko opisałeś!”. To naprawdę sprawiło, że zrobiło mi się ciepło na sercu! – opowiadał z sentymentem w głosie Dave Paich.

Najwyraźniej są kawałki, w których po prostu słychać miłość, ideę czy fascynację. Jeśli Wy chcecie sprawdzić, na jakim sprzęcie audio „Africa” wybrzmi najlepiej, skontaktujcie się z najbliższym salonem Top Hi-Fi & Video Design i umówcie na indywidualną prezentację.

Poprzedni
Powrót do aktualności
Następny

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: