Poprzedni
Następny

Perły z lamusa - "Hey Joe" Jimi Hendrix

W 1966 roku Jimi Hendrix wydał na świat swój pierwszy prawdziwy przebój o dość mrocznej duszy. To niewątpliwie jeden z najbardziej rozpoznawalnych utworów świata, a jego historia – zwłaszcza w kwestii autorstwa i wykonywania – jest dość burzliwa.

Każdy zna już historię, której bohaterem jest zazdrosny i nieco wkurzony Joe, najpierw szykujący się do zamordowania swojej kochanki (lub żony – bo przecież „old lady” to często używane określenie na legalnie zaślubioną), nieopatrznie i ryzykownie spotykającej się z innym facetem. I choć tekst może kojarzyć się ze znanymi – i o nieco poważniejszej metryczce – balladami o mordercach i morderstwach, to ten utwór powstał zaledwie dziesięć lat przed tym, zanim na warsztat wziął go Hendrix.

Kto właściwie napisał „Hey Joe”?

Nie jest łatwo odpowiedzieć na powyższe pytanie, ale z pewnością ciekawie jest poznać kilka wątków ewentualnej odpowiedzi. „Hey Joe” (czasem nazywane też „Hey Joe, Where You Gonna Go?”) to piosenka, wobec której wysnuto wiele roszczeń. Tantiemy były początkowo wypłacane muzykowi o wdzięcznym imieniu Dino (o europejsko brzmiącym nazwisku – Valenti), późniejszemu frontmanowi zespołu Quicksilver Messenger Service. Po kilku latach Valenti przyznał, że jego roszczenia nie są uzasadnione, a prawa autorskie zostały przeniesione w 1962 roku na Billy'ego Robertsa, podróżującego piosenkarza i kompozytora.

Okazało się jednak, że historia „Hey Joe” mocno związana jest z utworem nagranym i napisanym przez dziewczynę Robertsa, Nielę Miller. Wokalistka poruszająca się w nurcie odrodzenia folkloru końca lat pięćdziesiątych skomponowała w 1955 roku piosenkę „Baby, Please Don't Go To Town”, która opowiadała niepokojącą historię kobiety, narażonej na niebezpieczeństwa kryjące się w miejskim mroku. W związku czasem bywa tak, że partnerzy pożyczają sobie różne rzeczy – Billy nie poprzestał jednak na drobiazgach i skorzystał z napisanej przez Miller melodii, dopisał do niej jedynie nowe słowa – te, które tak dobrze znamy dziś. Nie musiał się szczególnie niepokoić, bowiem przez wiele lat sądzono, że nie istnieje zachowane nagranie, na którym Miller wykonuje swój utwór. Jednak w 1962 roku na jaw wyszło kiepskiej jakości demo Nieli z zarejestrowanym „Baby, Please Don't Go To Town” – a chociaż melodia nie była dokładnie taka sama, jak w znanym nam doskonale „Hey Joe”, była na tyle podobna, że uznano ja za pierwowzór wersji nagranej przez Robertsa.

Nie jest to jednak koniec tej historii, gdyż jak diabeł z pudełka wyskoczył na forum autorskie piosenkarz ludowy, Tim Rose. Artysta zaklinał się, że jest to tradycyjny (i zarazem lokalny) numer bluesowy, który poznał jeszcze jako młody chłopiec i przerobił na swoją modłę jako dojrzały artysta. Choć Rose zdrowo zamącił, nie znalazł jednak przekonujących dowodów na poparcie swojej teorii. To jednak właśnie z nagrania Tima Rose’a, zarejestrowanego w 1966 roku skorzystał Hendrix, opierając na niej swój przyszły przebój.

Piosenka tysiąca artystów

By napisać coś o wersji Hendrixa, trzeba zdecydowanie wspomnieć inne – wcześniejsze – wersje tej piosenki. Tylko w 1966 roku powstało około dziesięciu nagrań utworu, nagranego przez mniej lub bardziej znanych artystów – poza Hendrixem wykonali go chociażby muzycy z Grateful Dead, wtedy występujący jeszcze jako Warlocks.

Zespół Love, pochodzący z Los Angeles, zamieścił swoją wersję „Hey Joe” na swoim debiutanckim albumie, nagranym w styczniu 1966 roku. Muzycy lekko zmodyfikowali oryginalny tekst, twierdząc zresztą później, że to właśnie w ich wykonaniu pojawiają się słowa napisane przez autora piosenki. Utwór wykonał też popularny wtedy zespół The Byrds – tu muzycy postawili na wspomniany już rozszerzony tytuł „Hey Joe (Where You Gonna Go)” – artyści umieścili go na swoim albumie wydanym w 1966 roku.

The Jimi Hendrix Experience, czyli jak zawładnąć muzyką

Jednak wszystkie autorskie sprzeczki i walka o najskuteczniejsze promowanie tego utworu przez licznych artystów przestały mieć jakiekolwiek znaczenie, gdy za aranżację wziął się Jimi Hendrix. To jego wykonanie miało już wkrótce zawładnąć muzycznym światem.

Genialny artysta miał naprawdę wyjątkowy nos do wyszukiwania melodii, z którymi mógł czynić cuda. Wcześniejsze wersje utworu były dość dynamiczne, można nawet powiedzieć, że grane są nieco nerwowo – raczej z pazurem niż w poszukiwaniu u słuchacza mroczniejszych emocji. To wspomniany już Tim Rose po raz pierwszy wykonał utwór w nieco wolniejszym tempie – to właśnie zainteresowało Jimiego. Hendrix zdecydowanie „zwolnił” piosenkę i wydłużył ją, a jego charakterystyczny głos idealnie spiął doskonałe gitarowe granie z emocjami niesionymi przez zachrypnięty i nieco beznamiętny głos, śpiewający w napięciu o dramatycznym zdarzeniu. „Hej Joe” przestało być po prostu piosenką, stało się niepokojącym i nieco delirycznym utworem, o niesamowitej sile oddziaływania.

Wydana w grudniu 1966 roku, wersja Hendrixa stała się hitem w Wielkiej Brytanii, wchodząc do Top 10 UK Singles Chart w styczniu 1967 roku i osiągając ostatecznie jako najwyższe szóste miejsce. To wersja Jimiego jest na 201 miejscu listy magazynu Rolling Stone – mowa tu oczywiście o zestawieniu 500 Najwspanialszych Utworów Wszech Czasów.

Jednym z istotnych momentów w historii „Hey Joe" było jej wykonanie – na zamknięcie występu i samego festiwalu – przez Hendrixa na Woodstock w 1969 roku. To zresztą chyba najsłynniejszy bis w historii muzyki, oklaskiwany przez tysiące rąk. Można by w tym miejscu pomyśleć, że geniusz Hendrixa sprawił, iż nikt już nie połakomi się na nagrywanie swojej wersji przeboju – trudno przecież wyobrazić sobie, by ktokolwiek mógł zrobić to wszystko lepiej. Okazało się jednak, że wersja Hendrixa jest nie tylko obrazem geniuszu, ale też nieustającą inspiracją. „Hey Joe” nakłoniło do dodatkowej wizyty w studiu nagraniowym całe rzesze artystów – od debiutantów do gwiazd.

Utwór tysięcy coverów

Naprawdę, trudno byłoby wymienić jednym tchem wszystkich, którzy postanowili nagrać cover słynnego przeboju. Utwór zyskał setki oblicz, emocji, stanów, gitar i wokali. Wśród najciekawszych wersji „Hej Joe” można znaleźć zmagania – niekoniecznie udane, choć to oczywiście bardzo subiektywna kwestia – takich artystów, jak Cher, Wilson Pickett, Deep Purple (wersja z elementami muzyki klasycznej!), Patti Smith, Type O Negative (pod tytułem „Hey Pete”). Red Hot Chili Peppers czy Body Count.

Mistrzowie rock-opery, czyli The Who, wykonali „Hey Joe” na żywo podczas swojej słynnej trasy koncertowej w 1989 roku – ich wersja była mocno inspirowana aranżacją Jimiego i jemu zresztą została ze sceny zadedykowana.  

No i nie można zapomnieć tu o jednej bardzo szczególnej wersji, w dodatku z silnym polskim akcentem. 1 maja 2006 roku na wrocławskim Rynku został pobity gitarowy rekord Guinnessa. „Hey Joe” zostało zagrane (oczywiście po kilku próbach) przez 1581 gitarzystów (podczas gdy dotychczasowy rekord wynosił 1555 osób). Zaledwie rok później rekord został poprawiony – zagrało już 1881 osób. Nie ustano jednak w wysiłkach i już w 2008 roku rekord został ponownie pobity, a liczba grających wyniosła 1951 osób. W roku 2009 utwór „Hey Joe” we Wrocławiu zagrano na 6346 gitarach. Kolejne lata nieco zawiodły, ale już w 2012 roku rekord został ustalony na 7273 gitarzystów!

Brzmi to nieźle oraz bardzo głośno – polecamy zatem przed kolejnym biciem rekordu we Wrocławiu poświęcić się słuchaniu oryginału i kilkunastu doskonałych coverów – można złożyć z tego wyjątkowo dobrą playlistę na sierpniowe wieczory. Szczególnie warto przypomnieć ją sobie 18 sierpnia – w pięćdziesiątą rocznicę występu Hendrixa na Woodstock 1969.

Zapraszamy do naszych sal odsłuchowych, w których prawdopodobnie usłyszycie więcej niż słyszeliście do tej pory. 

Poprzedni
Powrót do aktualności
Następny

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: