Poprzedni
Następny

Album „Nebraska”, czyli Bruce Springsteen bez retuszu

Średnia ocen: 5
(2 oceny) 2 komentarze

30 września minęła 40. rocznica wydania albumu „Nebraska” Bruce’a Springsteena. Z tej okazji ta niezwykła płyta doczekała się reedycji, która szczególnie ucieszy posiadaczy gramofonów.

Gramofon Sonoro Platinum3 stycznia 1982 roku Bruce Springsteen zasiadł w sypialni swojego domu w New Jersey uzbrojony w mikrofon, gitarę akustyczną i czterośladowy magnetofon kasetowy japońskiej marki TEAC, by zarejestrować kilkanaście nowych piosenek, z myślą o kolejnym albumie studyjnym, mającym być następcą wydanego dwa lata wcześniej bestsellerowego krążka „The River”. Boss chciał w ten sposób zaoszczędzić trochę czasu traconego w studiu nagrań na dopracowywanie nie do końca gotowych utworów, z czym zmagał się w trakcie wcześniejszych sesji nagraniowych. To, co miało być jedynie wersją demo utworów, przeznaczonych do dalszej obróbki wraz z zespołem E Street Band, okazało się gotową płytą, w dodatku uważaną za jedno z najważniejszych osiągnięć legendy amerykańskiego rocka.

Z kasetą w kieszeni

Trudno byłoby znaleźć drugą tak popularną płytę, która powstała w równie spartańskich warunkach. Trzeba dodać, że przez kilka tygodni po dokonaniu nagrań, Bruce przez kilka tygodni niedbale nosił jedyną kopię kasety, w dodatku pozbawionej pudełka, w kieszeni swoich dżinsów – w końcu miała ona służyć jedynie pokazaniu kolegom szkiców nowych kawałków. Okazało się jednak, że ich „pełnowymiarowe” wersje nie mają siły rażenia oryginałów, więc ostatecznie – dużym wysiłkiem inżynierów dźwięku – przeniesiono te prymitywne nagrania na taśmę matkę, z której następnie wyprodukowano płyty CD, rozesłane do sklepów i następnie zakupione przez setki tysięcy fanów.

Zobacz także: Jak brzmią Audeze LCD-2 Classic? „Top Hi-Fi subiektywnie” vol. 3

W takiej właśnie formie: surowej, pozbawionej instrumentalnych popisów i studyjnych tricków produkcyjnych, wyjątkowo głęboko trafiają do serca zamknięte w formie piosenek gorzkie opowieści Springsteena o Ameryce, jakiej nie pokazują foldery reklamujące wycieczki do kraju Wuja Sama. Otwierający album tytułowy utwór jest oparty na historii Charlesa Starkweathera, 19-latka z Nebraski, który – wraz z młodszą o kilka lat koleżanką – z zimną krwią zamordował 11 osób, za co został skazany na karę śmierci. Nawet w obliczu czekającego go krzesła elektrycznego młodzieniec nie wykazywał cienia skruchy. „Przynajmniej mieliśmy niezły ubaw” – mówił o swojej morderczej eskapadzie.

Niewiele weselej jest w kolejnym kawałku „Atlantic City”. Jego bohater jedzie wraz ze swoją kobietą do słynącego z hazardu miasta w stanie New Jersey – jednak nie po to, aby pobawić się w jednym z tamtejszych kasyn, ale by dostać pracę u któregoś z bossów trzęsącej miastem mafii i w ten sposób spłacić przytłaczające go długi. W podobne finansowe tarapaty wpadł mężczyzna sportretowany w utworze „Johnny 99”. Jego finansowe kłopoty doprowadziły do pijackiej furii, w wyniku której zamordował człowieka. Wyrok: tytułowe 99 lat w więzieniu.

Również bohater utworu „Used Cars” daleki jest spełnienia swojego „amerykańskiego snu”. Nic nie wskazuje na to, aby codzienna ciężka praca była w stanie zapewnić mu dostatnie życie. Jedyne, co mu pozostaje, to marzenia o tym, że „pewnego dnia wygram los na loterii i nie będę musiał dłużej jeździć używanymi samochodami”. 

Cień nadziei i wątki osobiste

Tacy właśnie, zmagający się z trudnym życiem mieszkańcy prowincji, wyrzutki społeczne i przestępcy zaludniają wersy piosenek z tej niezwykłej płyty. Promyk nadziei pojawia się dopiero w zamykającym krążek kawałku „Reason to Believe”, w którym Boss śpiewa, że na koniec dnia nawet ludzie, którym nie trafiły się najlepsze życiowe karty są w stanie dotrzeć do tkwiących w ich sercach pokładów nadziei.

Na albumie pojawiają się też osobiste akcenty. „My Father’s House” to opowieść o dojrzałym mężczyźnie, który po latach pragnie odnowić dawno zerwany kontakt z własnym ojcem. Gdy przyjeżdża w odwiedziny do jego domu, drzwi otwiera mu obca kobieta, by poinformować go, że nikt o podanym nazwisku od dawna tam już nie mieszka. To temat zainspirowany życiem samego artysty, który przez lata miał zwyczaj wsiadać do samochodu i jeździć w pobliżu swojego domu rodzinnego, gdzie wychował się u boku ojca, z którym łączyły go nie najlepsze relacje.

Szczególne wrażenie robi utwór „Highway Patrolman” – rodzinna saga z udziałem dwóch braci o imionach Joe i Frankie. Za młodu chodzili razem na balangi i walczyli o względy tej samej dziewczyny, potem jednak ich drogi dramatycznie się rozeszły. Podczas gdy jeden z założył rodzinę i został policjantem, drugi – zapewne na skutek wojennej traumy przywiezionej z Wietnamu – stał się kryminalistą. Los ponownie skrzyżował ich ścieżki, gdy Joe został wezwany do zabójstwa będącego dziełem Frankiego. Postawiony przed dylematem: spełnić swój zawodowy obowiązek lub pomóc bratu w uniknięciu odpowiedzialności, decyduje się ostatecznie na to drugie rozwiązanie.

Ta historia, zamknięta przez Springsteena w piosence trwającej niecałe sześć minut, okazała się tak sugestywna, że na jej podstawie powstał pełnometrażowy film. Nosił tytuł „The Indian Runner”, jego reżyserem był Sean Penna, a rolę jednego z braci zagrał Viggo Mortensen.

Kultowy album bez przebojów

„Nebraska” to pod wieloma względami wyjątkowy album. Nie ma na nim ani jednego singlowego przeboju, Springsteen nie promował też tego materiału na koncertach. A mimo to (a może właśnie dlatego?) płyta zyskała kultowy status wśród fanów artysty. Została też doceniona przez dziennikarzy muzycznych – prestiżowy, ale i mocno kapryśny serwis Pitchfork przyznał jej notę 10/10.

„Nebraska” z pewnością nie jest krążkiem, nad którym będą z zachwytem cmokać audiofile. Nie ma sensu wyszukiwać dźwiękowych smaczków na drugim czy trzecim planie, bo ich tam po prostu brak. Jeśli jednak zasiądziecie wygodnie w fotelu i w skupieniu wysłuchacie tej intymnej opowieści o ciemnych stronach Ameryki, czeka was niejeden dreszcz emocji, a – kto wie – może i łezka popłynie po policzku.

Szczególnie dobre wiadomości mamy dla posiadaczy gramofonów. Z okazji 40-lecia ukazania się albumu do sklepów trafiła jego winylowa reedycja, wytłoczona z dużą pieczołowitością na 180-gramowych płytach. Zawarty na niej materiał zremasterował Barry Grint, pracujący wcześniej nad nagraniami m.in. Beatlesów i Madonny.

***

Jeśli natomiast jeszcze nie posiadasz gramofonu, a planujesz zakup, możesz zwrócić się do jednego ze specjalistów sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design. Eksperci Dobrego Brzmienia chętnie doradzą w kwestii wyboru odpowiedniego odtwarzacza płyt winylowych.

Czytaj więcej o muzyce i filmie:

Dowiedz się więcej o sprzęcie audio i uczyń słuchanie muzyki jeszcze przyjemniejszym:



Poprzedni
Powrót do aktualności
Następny
5
Ocena:
Średnia ocen: 5

(2 oceny)

Polecane

Umów się na prezentację w salonie

W każdym z naszych salonów znajduje się sala odsłuchowa, w której w miłej atmosferze zaprezentujemy Ci brzmienie wybranego przez Ciebie sprzętu audio.

Umów się na spotkanie

Zobacz listę salonów

Umów

Top Hi-Fi & Video Design

Salony firmowe

Salony firmowe

Top Hi-Fi & Video Design: